piątek, 4 grudnia 2015

Co nas nie zabije, to...


Oglądam czasem wyrywkowo doniesienia ze świata polityki. Widziałam krzyki w Sejmie. Przepychanki słowne. Awanturę o Trybunał Konstytucyjny, o wolność, demokrację. Słuchałam o pomysłach "500 zł na dziecko" i kombinowaniu, komu dać, a komu nie. Przykro mi. Cholernie mi przykro.
Jestem zwykłym, szarym obywatelem. Nie zarabiam nawet średniej krajowej. W polityce się kłócą, a ja każdego dnia zamartwiam się o "jutro" moich dzieci. Przedwczoraj diagnozowano neurologicznie mojego młodszego synka. Usłyszeliśmy "Zespół dziecka wiotkiego". Kolejny raz ziemia usunęła mi się spod nóg. Czeka go teraz pełen pakiet badań w kierunku chorób metabolicznych. Oczywiście musi być hospitalizowany w tym celu. Musimy jeszcze wykonać w miarę pilnie diagnostykę w kierunku chorób genetycznych i tu klops. Na termin z NFZ trzeba czekać do kwietnia. Prywatnie już nie podołamy. Te badania są zbyt drogie na nasze możliwości.
Wkurzam się. Cholernie się wkurzam. 500 zł na dziecko? Nie tędy powinna zmierzać polityka prorodzinna. Wolałabym, aby moje dziecko miało dostęp do darmowej rehabilitacji, do darmowego leczenia, darmowej edukacji. Niby to wszystko mamy zapewnione. Piszę "niby", bo to śmiech na sali. Wizyty specjalistyczne odbywamy prywatnie. Rehabilitacja tak samo. Terminy NFZ powalają.  Zbieramy na turnus, ale nie wiem, czy damy radę. W jakim kraju przyszło nam żyć? Czy naprawdę trzeba być geniuszem, żeby zrozumieć, że lepiej szybko diagnozować choroby, zapobiegać ich rozwojowi, niż później "utrzymywać' chorego obywatela?
Mam dzisiaj żal do rządzących, do systemu, do - odważę się napisać -  oszołomów politycznych. Tak! Kiedy patrzę, co wyprawiają, mam wrażenie, że każdy, kto "startuje" do polityki, powinien przechodzić przymusowe badania psychiatryczne. Wieczne kłótnie, robienie sobie na złość, bo tu nie chodzi o to, aby coś zmienić na lepsze, tylko o to, by zrobić to inaczej  niż poprzednicy. Wszystko pod płaszczykiem pseudo starań o dobro narodu. Wstyd mi też za ten naród. Wybrał większością na swoich reprezentantów ludzi, którzy są pośmiewiskiem na całej arenie politycznej Europy. Totalny regres. A miało być tak pięknie...
Co robić mają tacy jak my? Ludzie, którzy chcą zapewnić swojemu dziecku w miarę samodzielne życie w przyszłości. Gdzie szukać pomocy? Przede wszystkim - gdzie szukać sił, aby stawić czoła kolejnym przeciwnościom? Czasami właśnie tych sił już kompletnie brakuje, gdy okazuje się, że system, szumnie nazywane "Państwo" wypina się do nas czterema literami.
Moja babcia mawiała, że co nas nie zabije, to nas wzmocni. Nie wiem, czy ta maksyma ma rację bytu dzisiaj, kiedy jestem rozgoryczona, kiedy scena polityczna nie ma nic wspólnego z dobrem obywateli, kiedy łez brakuje. Wtedy parafrazuję tę złotą myśl i mówię, że co nas nie zabije, to...nas powoli wykończy. Podświadomie chcę jednak wierzyć, że nie tak łatwo ze mną, z nami. Dlaczego? Bo wierzę. Nie, nie w to, że będzie lepiej w Polsce. Tu straciłam nadzieję, Wierzę w moje dzieci, w to, co nas łączy i jeśli sił mi starczy, jutro się podniosę, pozbieram i chwycę kolejnego byka za rogi. Piszę "jutro", bo dzisiaj mnie jednak dopadła niemoc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz