sobota, 12 marca 2016

Matka Fiksatka




Znacie takie mamy? Wyróżniają się w tłumie? Matki Fiksatki. Matki prawie wariatki na punkcie swoich dzieci. A może ktoś z Was jest tego typu rodzicem? Ja jestem i przyznaję się do tego otwarcie. Bez zbędnego tłumaczenia, wyjaśniania etc. Popełniam ten post nie z potrzeby usprawiedliwiania się. Piszę, bo wiem, że jest nas więcej, tylko siedzimy cicho, wstydząc się uśmieszków, heheszków itp.

Matka Fiksatka, tudzież Matka Wariatka wbrew temu, co pseudonim sugeruje, nie jest osobą z problemami natury psychicznej. Owszem, może sprawiać takie wrażenie na pierwszy rzut oka. Oczywiście, są tacy, którzy będą się z niej wyśmiewać, pukać w czoło. Ba! Tacy to są nawet w większości. Matka Fiksatka często chowa głowę w piasek i nie odpowiada ciętą ripostą. Nie odpowiada, bo wszyscy wokół twierdzą, że jest przewrażliwiona, przesadza i powinna odpuścić.

Na czym polega fenomen szczególności Matki Fiksatki? Nazywam te cechy fenomenem. O tym, dlaczego, będzie później. Skupmy się teraz na charakterystyce owego rodzica.

 Latorośl kichnie, kaszlnie, chrząknie itp. Nieważne co z powyższego zrobi, u Matki Fiksatki włącza się alarm. Przypatruje się dzieciowi, który w najlepsze broi na podłodze. Wskaźniki niebezpieczeństwa uaktywniają się podprogowo w zachowaniu mamy. Niby przepadkiem kładzie dłoń na czole malca (czasem nie takiego już malca) i sprawdza metodą skin to skin temperaturę ciała. Podejrzliwie zagląda w oczy dziecka wypatrując symptomów ewentualnego przeziębienia. Po raz enty w ciągu godziny zadaje swojemu dziecku pytanie, czy czasem je głowa nie boli (ją zaczęła już dawno). W nocy cztery razy wstanie (może i nawet 40) zobaczyć, czy wszystko w porządku, posłuchać oddechu itp.

Inna sytuacja. Dziecko przychodzi z siniakiem, zadrapaniem albo drzazgą. U matki Fiksatki włączają się ukryte do tej pory zdolności udzielania pierwszej pomocy. Oprócz odpowiedniego zaopatrzenia ran (czasem minimalnych) daje swemu dziecku okłady czułości, otwarte do przytulenia ramiona i całusy w głowę. Jeśli dzieć jest starszy, przynajmniej próbuje cmoknąć go w głowę, pogłaskać niby przypadkiem.

Nie daj Boże, jeśli ktoś w jakikolwiek sposób skrzywdzi dziecko Matki Fiksatki. Pierwotne instynkty drapieżcy biorą wtedy górę i z kobiety anioła matka staje się lwicą. Lwicą, która za swoje młode oddałaby życie, a już na pewno da w pysk, gdy trzeba.

Matka Fiksatka o swoich potrzebach myśli na końcu. Bywa i tak, że nie chodzi do fryzjera, kosmetyczki, bo potrzeby jej dzieci biorą górę. Nie, nie robi z siebie z tego powodu cierpiętnicy. Jej jest ciężko, gdy sobie coś kupuje, bo w myślach przelicza zaraz, co mogłaby za to zrobić dla dzieci. Kupiłaby może starszemu spodnie, bo dziwnie krótkie się zrobiły. Dla młodszego potrzeba na rehabilitację, więc każda złotówka jest na wagę złota. I tak oto wraca Matka Fiksatka z zakupów, które notabene miały być dla niej, a w torbie jeansy dla dorastającego chłopca i dwa bodziaki (była promocja!). Hej, Matko, a co dla Ciebie? - zapytacie. Jak to co? Uśmiech.

Fenomen? Oczywiście, że tak! Znam kilka takich Matek. Nie mówią o sobie głośno, nie chwalą się, nie robią z siebie bohaterek, bo za takie się nie uważają. Niektórzy z nich drwią. Mówią, że tak nie można. Zarzucają nadopiekuńczość. To nie tak. Matka Fiksatka jest jak kwoka i pisklaki. Przychodzi jednak taki moment, kiedy sama popycha młode, by się usamodzielniły. Owszem, będzie czujna. Nawet, gdy dzieci wyrosną, to będzie trzymała się z boku, ale zawsze gotowa do pomocy.

Moje dzieci to mój skarb. Sens. Motywacja. Dzięki nim otwieram rano oczy i dochodzę do wniosku, że jest warto. Co warto? Jak to co?! Warto żyć!

 „Matka byłaby zdolna wymyślić szczęście, aby je dać swoim dzieciom.” (Madeleine Delbrer)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz