wtorek, 13 grudnia 2016

Z serii listów z nieznanym adresem



Piszę do Ciebie ten list, chociaż podchodzę do tego bardzo sceptycznie. Czasy, kiedy wierzyłam, minęły prawdopodobnie bezpowrotnie. Jednak piszę. Może nie wszystko stracone?

Doszłam do takiego etapu w życiu, kiedy do pewnych spraw podchodzi się bardzo refleksyjnie. Do tego zrobiłam się sentymentalna. Wspominam. Rozpamiętuję. Przywołuję drobnostki. Właściwie nie wiadomo, komu to potrzebne i dlaczego tak robię. Wyciągam stare albumy. Gładzę fotografie, które mają duszę. To nie to samo, co setki zdjęć przesuwane palcem w smartfonie. Sepia, czerń i biel, pierwsze kolory. Śmieszne ubrania lat 80. Twarze, które pamiętam.

Jakie były Święta w moim rodzinnym domu? Ciepłe nie tylko od buchającego żarem pieca kaflowego w pokoju babci. To był czas, gdy zjeżdżała się rodzina z odległych krańców, by w tym miejscu zasiąść przy stole. Babcia z pieczołowitą starannością wyciągała przechowywany na tę okazję obrus. Brakowało w domu krzeseł i taboretów, więc znoszono ze strychu drewnianą ławkę, którą ścielono kocem. Choinka... Tani drapak, leciwy, ale wydawał się najpiękniejszy pod słońcem, gdy ustrojono go anielskim włosem. Przybijana rokrocznie do starej szafki nocnej. Do dzisiaj pamiętam bombki. Wzory. Kształty. Szklane kule, które ostrożnie wyciągałam z pudeł, by zawiesić na tandetnych gałązkach. Serce pękało, gdy coś upadło i roztrzaskało się na milion kawałków.

Czekałam na Ciebie co roku. Pisałam z młodszą siostrą listy. Marzyłam. Bajdurzyłam. Już wtedy powinnam zwątpić. Dlaczego? Zamiast wyśnionych kredek bambino dostałam jakieś woskowe mejd in czajna , którymi nie dawało się malować. Ślizgały się bezradnie po białej kartce rysując rozczarowania. Mimo wszystko tłumaczyłam Cię, bo może brakło bambino albo były za drogie, a tyle dzieci chciało przecież prezenty. Kiedyś poprosiłam o lalkę. Rzadko chciałam zabawki, ale tym razem było inaczej. Marzyła mi się taka z miękkimi rękoma, mrugającymi oczyma, z włosami, które można czesać. Pod choinką znalazłam sweter i plastikową namiastkę lalki z namalowanymi włosami. Myślisz, że byłam zła? Nie, znowu Cię usprawiedliwiałam. Przecież sweter był mi potrzebny, a lalka... Może właśnie jej nikt nie chciał? Pokochałam ją. Prezenty pachniały pomarańczami i galaretką w cukrze. Rarytasy tamtych czasów.

Wiesz, pękło coś we mnie, gdy okazało się, że Ciebie nie ma. Jesteś wymyślony. Któregoś razu zauważyłam, jak mama z ciocią podrzuca prezenty pod tę paskudną choinkę. Czar prysł, a ja poczułam się okropnie oszukana. Nikt nie przygotował mnie na tego typu rozczarowania. Żyłam utopią i marzeniami. Realizm tak bardzo mnie sponiewierał, że tamte Święta uważam za swego rodzaju dramat. Pomarańcze śmierdziały importem, gumowata galaretka stawała w gardle, a rozpakowany prezent okazał się szkaradną bluzką, której metka drapała nieprzyjemnie.

Zobacz, a jednak do Ciebie się dzisiaj odezwałam. Nie powinnam Ci już zaufać, bo dwa lata temu też nie stanąłeś na wysokości zadania. Pisałam ze starszym synem do Ciebie list. Nosiłam w sobie maleńkie życie. Pamiętasz, o co poprosił M.? Tylko o to, żeby J. urodził się o czasie i...zdrowy. I co? Lipa, nie sprostałeś niczemu. To były smutne Święta. Wigilię spędziłam słaniając się na nogach nad inkubatorem. Moje dziecko walczyło o życie, gdy gdzieś tam, w dalekim Betlejem, rodził się On.

Piszę. Rozmawiam z Tobą. Mój sponiewierany idealizm jest niepoprawny. Czasem słyszę o głupocie. W porządku. Pewnie skrajna. Wiesz, co w tym wszystkim jest najdziwniejsze? Ja Cię nadal tłumaczę. Na siłę próbuję sobie udowodnić, że każdego dnia dajesz mi swego rodzaju prezent. Może o niego nie prosiłam, ale dzięki temu doceniam każde małe szczęście. Okazuje się, że nie jesteś taki ważny. W Święta chodzi o coś innego. Spotykam wiele dobra. Namacalnie. Dotykam go. Wdycham zapach życzliwości. Wiesz, jak ona pachnie? Uśmiechem, spojrzeniem, zrozumieniem. Świat ma mnóstwo jasnych barw, których nawet depresja nie jest w stanie przytłumić.

Mój Drogi, nie proszę Cię w tym liście o nic szczególnego. Myślę, że nie masz takiej mocy sprawczej, by spełnić moje marzenia. Jeśli jednak posiadasz układy z kimś wyżej, szepnij słówko. Tylko jedna sprawa - niech Święta pachną magią ciepła zawsze. Niech te woskowe kredki rysują uśmiechy, plastikowa lalka cieszy się miłością, a paskudna bluzka z drapiącą metką stanie się krzykiem mody. Wszystko zależy przecież od tego, z której strony na to spojrzymy. Wspomnienia... Przechowuję je w bibule pamięci, żeby niczego nie zapomnieć i niczego nie zniszczyć szarpaniem się ze samą sobą.

Gdy pierwsza gwiazdka na niebie zabłyśnie  w wigilijny wieczór, będę Cię wypatrywała. Mimo wszystko. W chmurach, bo tam najczęściej chodzę. Do zobaczenia?

Twoja A.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz