wtorek, 29 listopada 2016

Poniżej morza



Na początku czujesz niepokój. Ot, takie tam kołatanie serca, lekkie podenerwowanie. Czasami zadrżą ręce i coś z nich wypadnie, ale bez przesady. Ból głowy. O! Tak, często boli głowa. Paracetamol, ibuprofen, kodeina. Zmęczenie. To na pewno zmęczenie. Tak zwykle to tłumaczysz.

Niepokój narasta. Ból głowy nie ustaje. Żadne środki nie przynoszą ulgi. Migrena. Tyle się o niej mówi. Na bank migrena! Przecież pogoda ciągle się zmienia. Z tygodnia na tydzień inna. Ręce drżą bardziej, serce kołacze mocniej, kręci się w głowie. To musi być migrena.

Którejś nocy, leżąc w ciemności i goniąc uwolnione myśli, zdajesz sobie sprawę z tego, że nie śpisz. Ile to już? Tydzień? Dwa? Trochę więcej. Wstajesz. Herbata. Książka. Prasowanie. W bloku naprzeciwko w jednym oknie też złowieszczo świeci się lampa. Czyli ktoś też nie śpi. Herbata. Kolejna. Kawa. Czwarta nad ranem. Za chwilę szósta. Pora wstawać. W głowie pulsuje ból. Kręci się. Świat. Karuzela. Ręce drżą. Kawy! Szybko.

Któregoś ranka czujesz niemoc. Bolą nawet końcówki włosów. Paznokcie. Rzęsy. Powieki są takie ciężkie. Nie chce się. Nic. Zero. Mechaniczne czynności uświadamiają, że to nie ma sensu. Fabryka rzeczywistości.

Nie czujesz głodu. Bułka zjedzona rano wystarcza do wieczora, a czasem do kolejnego ranka. Kawa. Filiżanki. Kubki. Litry. Hektolitry. Jedyne kalorie. Zastanawiasz się nad opatentowaniem diety cud. Kilka kilogramów w kilka dni. Czy jak tak dalej pójdzie, to...znikniesz? Czy da się zniknąć świat?

No dobra. Jednak masz problem. To nie tylko zmęczenie. Migrena może i jest modna, ale nie da się na nią zrzucić wszystkiego. Na pewno nie zrzucone kilogramy. Za dużo ich. Za dużo. Dużo. Za. Ich.

Pozory. W końcu ktoś to wymyślił, aby móc je stwarzać. Pozornie twardy człowiek jesteś. No wiesz, taki ze stali, z marmuru, bij - nie zabij. Co nie zabije, to wzmocni i inne podobne farmazony. Dasz radę. No ba! Każdy to powtarza. Podziwia. Wow! Czujesz zażenowanie, bo wszystko to wielka mistyfikacja. Jaki marmur? Jaka stal? Człowieka można zniszczyć, ale nie można pokonać. Tere, fere! Rozpadasz się w środku na milion kawałków, podczas gdy inni podziwiają siłę. Żenada. Błazenada. Cyrk. Jesteś klaunem w roli głównej. Przerysowany makijaż skrywa rzeczywistość.

Któregoś dnia czara się przelewa. Wiesz, że musisz, ale... nie możesz. Nie tym razem. Boli. Dusza. Tęsknisz za morzem. Szumem fal, a nie setek myśli na minutę. Piaskiem. To nic, że nie umiesz pływać i już pewnie nigdy się tego nie nauczysz. Brakuje wydm. Sztormu na morzu, a nie w środku. Zapachu soli. Smaku wilgoci. Zamki na piasku. Gładzisz w pamięci każdą drobinę.

Jesteś w tak zwanym stanie poniżej morza. Nie chcesz nazywać rzeczy po imieniu, bo się wstydzisz. Słabości. Bycia tylko człowiekiem. Mama powinna być ostoją. Musisz pokazać dzieciom, że nic nie złamie rodziny. Choroba? Niepełnosprawność? Strach? No proszę Cię! Jesteś mamą! Musisz. Masz. Trzeba. Zawsze. Jak zawsze.

Któregoś dnia pęka niebo. Nie wystarcza muzyka. Kawa się kończy. Ręce zarażają drżeniem ciało. Wpadłaś. Spadłaś. Depresja. Tak ktoś inny to nazwał. Do morza coraz dalej. No dobra, jest problem.

Rozmowy. Godziny. Minuty. Sekundy. Dużo rozmów. To nieprawda, że trzeba być tylko silnym. Nie? Nie. Doktor od składania dusz zna się na rzeczy i stosuje socjotechniki. Niby o tym wiesz, a jednak ta gadka uspokaja. Lubisz od czasu do czasu pospierać się z nim na temat życia. Masz prawo drżeć. Masz prawo się bać. Masz. Prawo. Nikt nie może oczekiwać, że będziesz ze stali. Czyli nie da się zniknąć świata? Nie. Mimo wszystko jest...piękny. Coś na wyciszenie. Nie może otępiać, bo musisz mieć przytomność i jasność umysłu. Ręce przestają drżeć. Serce kołacze zdecydowanie rzadziej. Sen... nadal nie przychodzi, ale nocą uczysz się godzić z dniem. Czasem zjadasz coś więcej niż bułkę. Częściej się rozpogadzasz i dostrzegasz, że faktycznie łzy śmieją się, kiedy są za duże.

Jeśli chcesz sprawić, by ktoś był jeszcze  dalej od morza, to wmawiaj mu, że MUSI mieć siłę, MUSI dać radę, MUSI się pozbierać. Myślisz, że to działa? Tak, jak płachta na byka. Sprawi, że owszem, bliżej wody ten ktoś będzie, ale po to, by w niej utonąć.

Przez ostatnie dwa lata moje "ja" jest na karuzeli. Raz kręci się do utraty tchu z wypiekami na policzkach od emocji. Innym razem opada, a metalowe łańcuszki skrzypią raniąc uszy. Nauczyłam się, że nic tak naprawdę nie jest nam dane na zawsze. Życie lubi śmiać się ludziom w twarz, gdy tylko czynią plany. Depresja. Oddala od morza. Schodzi do najczarniejszych zakamarków myśli. Nie wolno jej spuścić ze smyczy. Nie wolno myśleć, że przecież dasz radę. Zawsze. Jak zawsze. Nie.

Co mi pomogło? Klepanie po plecach jest miłe. Wmawianie, że jestem silna też, chociaż czasem czuję się z tym podle. Jak oszustka. Najbardziej oszukuję wtedy siebie. Wsparcie? Bardzo ważna sprawa, jednak to nie sprawi, że problemy znikną. Największym lekarstwem jest świadomość. Tego, że mamy problem, a depresja to nie taki nowy trend i trzeba szukać fachowej pomocy. Świadomość jednak przede wszystkim tego, że samo uzmysłowienie sobie słabości jest naszą największą siłą.

3 komentarze:

  1. I jeszcze to jest ważne, że żadna etykietka, która do nas pasuje, nie określa nas do końca. Ani bycie pokrzywdzonym, ani doświadczonym przez życie, ani słabym, ani w depresji, ani rodzicem chorego dziecka. Ani kłótliwym , ani nerwowym, ani zmęczonym, ani nawet fajnym, lubianym, optymistycznym,beztroskim. Daj sobie czas na bycie w dołku. To minie. To w końcu kiedyś, oby jak najszybciej, minie. Po latach chudych naprawdę przyjdą tłuste. W Twoim wnętrzu jest jeszcze wiele kolorów tęczy, nawet jeśli od dłuższego czasu masz szary filtr na rzeczywistość.

    OdpowiedzUsuń
  2. I jeszcze to jest ważne, że żadna etykietka, która do nas pasuje, nie określa nas do końca. Ani bycie pokrzywdzonym, ani doświadczonym przez życie, ani słabym, ani w depresji, ani rodzicem chorego dziecka. Ani kłótliwym , ani nerwowym, ani zmęczonym, ani nawet fajnym, lubianym, optymistycznym,beztroskim. Daj sobie czas na bycie w dołku. To minie. To w końcu kiedyś, oby jak najszybciej, minie. Po latach chudych naprawdę przyjdą tłuste. W Twoim wnętrzu jest jeszcze wiele kolorów tęczy, nawet jeśli od dłuższego czasu masz szary filtr na rzeczywistość.

    OdpowiedzUsuń