sobota, 12 listopada 2016

Ojczyznę kochać trzeba i szanować...



Patriotyzm. Uczę pojęcia w szkole. Rozmawiam z dziećmi na ten temat. Tłumaczę. Sięgam do historii. Podaję przykłady. Z roku na rok jest trudniej. Nie, nie z dziećmi. Mówię o sobie.

Przypominam sobie opowieści babci i dziadka. Wojna, szukanie schronienia, rozstrzeliwanie. Rodziców na oczach dzieci. Potworność. Walka. Krew. Przelana. Dzisiaj czara goryczy.

Trudno mi powiedzieć, czy jestem patriotką. Raczej nie. Szanuję historię, a jednocześnie drażni mnie ona. Nie mogę zrozumieć ciągłego gloryfikowania męczeństwa. Polska Mesjaszem narodów. Akurat! Lubię spacery z dziećmi w pobliskim parku, lubię nasze mieszkanie, moją pracę, ale gdybym była pewna, że gdzieś indziej czeka na nas lepsze życie, spakowałabym się bez mrugnięcia okiem. 

Zdarza się, że włączam telewizję. Ostatnio nawet prawie codziennie, by obejrzeć jakieś serwisy informacyjne. Dziwi mnie to samą, bo tej pory miałam wrażenie, że nasz stary telewizor służy tylko do zbierania kurzu. Obejrzałam wczoraj. Żeby nie było, że nieobiektywnie. Postanowiłam na dwóch różnych kanałach. Skrajnie różnych. Nie znalazłam tam Polski, za jaką chciałabym oddać życie z pieśnią na ustach. Tak, jednak nie jestem patriotką.

Kilka lat temu przygotowywałam z klasą uroczystą akademię z okazji rocznicy odzyskania niepodległości. Zrobiliśmy teatr. Teatr gestu. Trzech uczniów ubranych na czarno było zaborcami. Polską była dziewczynka w sukni z biało - czerwonej bibuły. Zaborcy nią popychali, szarpali, aż...rozerwali suknię na trzy części. Jako podkład muzyczny służyło Nokturn - cmoll Szopena. Przypomniałam sobie wczoraj wszystko. Wtedy razem z dziećmi przeżywałam całą inscenizację. Było wzruszenie. Bolesne rozdarcie duszy ze ściśniętym gardłem. Wczoraj łzy niebezpiecznie zakręciły się w oczach. Nie, nie na wspomnienie tamtych chwil. Ze smutku. Prawdziwego. 

Jako naród dalecy jesteśmy od prawdziwego patriotyzmu. Na co dzień zajmujemy się ideami, które nic z nim wspólnego nie mają. Ci, którzy głośno wykrzykują patriotyczne hasła, tak naprawdę wycierają nimi twarz. Wyświechtane to wszystko do obrzydzenia. Mdli mnie od udawanych gestów, odznaczeń wartych nie więcej niż order z ziemniaka, marszów każdej ze stron. Marsze. Nie mają kompletnie nic wspólnego z radością związaną z niepodległą Polską. Stały się powodem do potyczek pomiędzy stronami. Race, kominiarki, krzyki. Po drugiej stronie nie lepiej. Absurd goni absurd, prawdziwy teatr groteski. Jedyna różnica to ta, że przedstawienie wymyka się spod kontroli i wciągnęło widzów do tego stopnia, że mamy coś na kształt reality show. 

Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba Podnoszą z ziemi przez uszanowanie Dla darów nieba... To już nie jest ten kraj. Norwid by pewnie zapłakał, Piłsudski załamał ręce. Kto ty jesteś? Polak mały. (...) A w co wierzysz? W Polskę wierzę! Naprawdę? 

Kłócimy się. Obrzucamy błotem. Liczy się tylko to, czyje będzie na wierzchu. Skakanie do gardeł. Sfora napuszczanych na siebie psów. Zacieranie rąk. Załamywanie. Rzeka podskakujących głów. Rzeka łez. Nie ma wspólnego interesu. 

Skrajności. Wszędzie. Rozmawiam z uczniami o tym, kim jest patriota. Słyszę, że powinno się wygnać Arabów. Słyszę to od dzieci. Za chwilę ktoś mówi: Islamiści do piachu. Wzdrygam się. Coś sobie przypomniałam. To już było. Pamiętacie? Żydzi do gazu. Mam ciarki. Naprawdę. To nie jest patriotyzm. Wstaje chłopiec i dumnie mówi: Bo ja jestem nacjonalistą. Nie ma we mnie dumy z ucznia. Smucę się. Skrajności. Skojarzenia z faszyzmem mam tak wyraźne, że robi mi się słabo i niedobrze. O to walczył mój dziadek? O nienawiść? Do kraju tego... 

Fanatyzm. To też już było. Stado owiec pędzących za przywódcą. Nie wyciągamy wniosków z historii, a temu powinna ona też służyć. Nie boimy się powtórki, a przecież historia lubi zataczać koło...

Mówię dzieciom, że skrajny nacjonalizm jest zły. Bardzo zły. Mówię, że wojna to też nie jest dobre rozwiązanie. Dopóki nie nauczymy się szanować innych, ich poglądów, to żadnym bohaterstwem nie będzie przelewanie krwi. Krew. Przelana. Czara goryczy coraz bardziej we mnie. Mam żal. Do polityków, ludzi, do... Polski. Do Ciebie. Siebie też. Pozwalamy na to. Gdzie rozum? No gdzie? Pytam! Ciemno wszędzie, głucho wszędzie...

Patrzę na buzie dzieci. Zaczerwienione z emocji po dyskusji. Niektórzy tak zaciekle bronili swego zdania, że doszło do niezbyt ładnych przepychanek słownych między nimi. Kolejne skojarzenia - Wiejska! Jak uczyć patriotyzmu w sytuacji, gdy teraźniejszość z ubłoconymi butami włazi bezczelnie i nie pyta, czy może? Jak uczyć miłości do ojczyzny, gdy przestaje się ją kochać? Jak uczyć szacunku do siebie nawzajem, gdy dzieciaki przychodzą przesiąknięte na wskroś ideologią dorosłych? Szacunek. Moje prawa kończą się tam, gdzie zaczynają Twoje. Odwrotnie ta sama zasada. To takie trudne?

Mam taką malutką nadzieję, że któregoś dnia siądziemy przy wspólnym stole. Okrągły co prawda już był, ale przydałby się raz jeszcze. Bez stron, kantów, (w)rogów. Marzy się mi, że człowiek człowiekowi zostanie...człowiekiem. Marzę, że ten mały chłopczyk z wypiekami na twarzy zrozumie, że Ludzi jest dużo będzie jeszcze więcej więc posuńcie się trochę Ustąpcie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz