niedziela, 12 lutego 2017

Takie czasy



Idealizujemy. To, co było. Dzieciństwo. Swoje. Przeszłość. Wszystko, co nieobecne. Wszystko, co przeminęło. Rodzi nam się z pamięci Utopia. Dostrzegamy jak w krzywym zwierciadle niedoskonałość teraźniejszości. Podnosimy poziom frustracji wracając wspomnieniami do bezpiecznego i sielskiego kiedyś.

Denerwuje mnie to. Poważnie. Spotykam na każdym kroku a kiedyś to... Znajomi wklejają na tablice fb zdjęcia z cudownego dzieciństwa. Rozpamiętują z sentymentem chleb z cukrem, suchą bułkę zapijaną butelką śmietany, Pewex na rogu i podwórkowe zabawy. Bez przerwy słyszę, że kiedyś to dzieci potrafiły się bawić, młodzież nie była zepsuta, teraz natomiast to strach wyjść po zmierzchu, a nastolatki to przyszli kryminaliści. Gówno prawda! Sorry, musiałam.

Kocham moje kiedyś. Prawda jest jednak taka, że to nie była sielanka. Owszem, uśmiecham się do siebie, gdy pamięć przywołuje niektóre obrazy. Niektóre. To nie było takie idealne, jak słyszę wszem i wobec. Nie wiem, może niektórzy dostali nagłej amnezji, inni nie chcą pamiętać, a jeszcze inni udają, że wszystko było takie wspaniałe. Wspaniałe?

Wychowywałam się w dość specyficznych warunkach. To, gdzie jestem teraz, to suma kilku czynników. Pracy, napotkanych na mojej drodze ludzi i odrobiny przypadku. W sumie to ostatnie odgrywało najczęściej dużą rolę. Moje dzieciństwo przypada na lata 80. Widzę, jak rówieśnicy wspominają, że to takie cud - miód było. No, nie wiem. Z perspektywy czasu patrząc, ów cud i ów miód zdarzały się w gorzkim smaku.

Nigdy nie lubiłam chleba z cukrem. Wzdrygałam się na samą myśl o tym rarytasie. Do dzisiaj wszystko rośnie mi w gardle, gdy wspominam ucierany przez babcię kogel mogel, który musiałam jeść. Pomarańcze na Święta. Zapach cytrusów raz do roku w domu. Czekoladopodobne batoniki z nadzieniem jagodowym. Pamiętam nawet papierek, którym były owijane. Galaretka w cukrze. Rajskie mleczko. Cytrynowe. Słodkie ulepki domowego karmelu. Nie przepadałam. Oranżada tak bardzo gazowana, że bąbelki tańczyły w nosie. Arbuzy rzucone do sklepu i ta kolejka, by kupić odrobinę luksusu. Buty. Szkaradne. Rower za duży. Kupiony na wyrost, bo akurat był. Nieśmiertelne Wigry 4, o które dbało się jak o najlepszy samochód z salonu. Piosenki nagrywane z radia na kasetę. Czuwanie, by nacisnąć stop, zanim odezwie się prowadzący listę.

Tak, również do tego podchodzę z sentymentem i uśmiechem. Mimo wszystko. Głaszczę wspomnienia, ale one też mają kolce. Denerwuje mnie narzekanie na obecne dzieci, na obecną młodzież. Że niby tacy są źli. Ciekawe, bo ja akurat pamiętam okrucieństwo dzieci z tamtego okresu. Dokuczanie. Wytykanie palcami. Szydzenie. Wyzwiska. Ukrainka. Kaleka. Wyśmiewanie. Porozrzucane w szkole kanapki. Rzeczywiście, wspaniałe były tamte dzieci! A jak cudownie potrafiły sprawić, że ktoś czuł się gorszy. Mistrzowie. Potrafili udawać, że kogoś nie znają i zwykłe cześć nie przechodziło im przez gardło, gdy przechodzili obok. O dziwo, tamte dzieci dorosły. Wyrosły. Uśmiechamy się do siebie, jak gdyby nigdy nic. Jak gdyby nigdy nic się nie zdarzyło. A tamto? Jakie tamto? Przecież wtedy było tak idealnie. Oczywiście.

Bronię obecnych dzieci. Staję w obronie młodzieży. Są fantastyczni. Idą po lekcjach do dziennego domu opieki dla osób starszych. Czytają gazetę jakiemuś dziadkowi i jakiejś babci. Razem robią sałatkę. Pochylają się nad bezdomnym psem i kotem. Naładowani pozytywną energią robią masę dobrych rzeczy. Wystarczy hasło. Wystarczy pomysł. Wystarczy im pokazać. Oni chcą. To nie tak, że są egoistyczni oraz pozbawieni empatii. Nieprawda! Wielu z nich ma sobie takie pokłady wrażliwości, że mogliby uczyć dorosłych. Przestańcie zatem mówić, jaka to młodzież jest fe i niedobra. Nie uogólniajcie. Mam porównanie i wiem, że obecne dzieci mają w sobie jednak więcej tolerancji niż te z mojego pokolenia. Niepełnosprawność była kiedyś tematem tabu. Chore albo upośledzone dziecko chowano przed światem. Nie tłumaczono, że bycie innym to nie jakaś ułomność. Bycie innym oznaczało wyróżnianie się z tłumu, a to niczego dobrego nie wróżyło. Możemy sobie złorzeczyć na obecne czasy, ale prawda jest taka, że dopiero teraz indywidualizm nie jest traktowany jak zło konieczne. Przeciwnie. Nagradzamy za nieszablonowe podejście oraz innowacyjne myślenie.

Słyszę czasem od dorosłych, że kiedyś to dzieci nie były takie niewychowane i wiedziały, gdzie ich miejsce. Czyli gdzie? Nie odzywały się niepytane. To było takie dobre? Cieszę się, gdy młody człowiek się odzywa i sam zadaje pytania, bo to znaczy, że szuka, że nurtuje go to i owo. Pamiętajmy, że obecne dziecko to przyszły dorosły. Kogo chcemy wychować?

Rozmawiam z dziećmi o życiu, świecie. Nie nauczę ich żyć. Mogę im tylko pokazać, że są różne drogi. Nie mów mi zatem, że dzisiaj jest gorzej. Jest inaczej. Nie mów mi, że obecni młodzi ludzie to jakaś pomyłka, bo udowodnię Ci, że kiedyś nie byli lepsi. Pomyłką jest to, że uogólniamy. Idealizacja tego, co było, wynika z jakiegoś naszego obecnego niedosytu, a może niespełnienia. Trudno powiedzieć. Kiedyś... Kiedyś marzyłam o zamku, koronie i szczęściu. Wiesz co? Mnie się udało. Mam dom, szczęście, wbrew pozorom, siedzi u nas w każdym kącie, a królowa... Królowa jest tylko jedna. Widzisz, wszystko zależy od tego, jak na tę swoją rzeczywistość obecną spojrzysz.

Takie czasy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz