niedziela, 17 stycznia 2016

Czas



"Daj nam oddechu
pełną garść
Na chwilę - Boże
zwolnij czas"
Znowu zaczęłam cytatem. Tym razem tekst piosenki Adama Ziemianina. Jakże mądre słowa! Dzisiaj będzie o czasie. Może raczej o jego braku i przeciekaniu przez palce.
Dzień jak co dzień. Wydaje się monotonny. Pobudka. Poganianie dzieci. W biegu własne śniadanie, bo trzeba najpierw dopilnować, czy latorośle najedzone. Kawa... Jaka kawa? Oczywiście - zimna, bo też w biegu. Jedno do szkoły, drugie na rehabilitację. Właściwie codziennie ten sam schemat już do wieczora. W "wolnej" chwili nastawiasz pranie. Jak cudem znajdziesz drugą wolną, poprasujesz zasiedziałe od tygodnia na krześle pranie. Odliczasz minuty i godziny do wieczornych rytuałów, kiedy to położone spać dzieci pozwolą na zjedzenie kolacji przeżuwając każdy kęs dokładnie, a nie połykając jedzenie w rekordowej prędkości. A później? A później idziesz spać w nadziei, że młodsze obudzi się na nocne karmienie tylko dwa razy, chociaż nie do końca w to wierzysz.
Błędne koło. Chciałam znaleźć dla siebie chwilę. Zwolnić. Nie będzie to łatwe, bo wkrótce wracam do pracy i dopiero dzień się "zagęści". Czy podejmę wyzwanie dla oddechu pełnej garści? Bardziej zastanawia mnie jednak, czy potrafię. Sama się nakręcam i jak tracę kontrolę nad tym, co dzieje się w domu, wewnętrzny lęk paraliżuje wszystkie działania. Co z tego, że wyjdę z domu na godzinę, czy dwie, jak w ciągu tego czasu trzy razy (albo więcej) wykonam telefon sprawdzający. Jak go nie wykonam, to niepewność zeżre mnie od środka. Ufam moim bliskim, a mimo wszystko czuję się pewniej, gdy trzymam rękę na pulsie. Może to jest tak, że pasuje mi ta zimna kawa, łykanie w biegu jedzenia, co przyprawia o ból żołądka, czy odliczanie czasu do wieczora. Czasu, który przecieka przez palce, a jednocześnie jest przeze mnie kontrolowany w irracjonalny sposób. Zastanawiam się, czy jest sens w biadoleniu, użalaniu się nad tym, że "nie mam czasu". Oczywiście, że nie. Nie, nie narzekam. Człowiek to taka dziwna istota, która chce mieć ciastko i je zjeść.
Jest taki obraz Salvadore Dalego "Trwałość pamięci. Miękkie zegary". Wiem, że są różne interpretacje tego dzieła. Nigdy się nad nimi nie pochylałam. Pamiętam natomiast, jak ogromne wrażenie zrobiła na mnie reprodukcja, gdy pierwszy raz ją ujrzałam. Zegary oniryczne, rozpływające się. Właśnie. Rozpływające się niczym przeciekający przez palce czas. Zegary, które się topią. Cudowne surrealistyczne widmo upływu czasu. Surrealistyczne tak samo jak nasz irracjonalizm codzienny. Szkoda, że nie jesteśmy takimi zegarmistrzami, którzy bezbłędnie załamują czasoprzestrzeń. Chociaż z drugiej strony... Nie, nie szkoda. Nie żałuję żadnej sekundy z mojego pozbawionego czasu życia mamy. Matki mają taką wewnętrzną moc, która sprawia, że nawet brak czasu staje się...ich czasem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz