czwartek, 28 stycznia 2016

Trzymajcie kciuki


Kiedyś usłyszałam, że człowiek dostaje tyle, ile jest w stanie znieść. Chwilami w to wątpię.
Za każdym razem, gdy spada na nas coś nowego, upadam na kolana tylko po to, by móc za chwilę się podnieść, pozbierać i wziąć kolejnego byka za rogi. Po ostatnich wydarzeniach i zawirowaniach boję się jednak, że za którymś kolejnym razem upadnę za mocno.
Kiedy słyszę, że nic nie dzieje się bez przyczyny, mam ochotę gryźć, kopać, szarpać i krzyczeć. Jaka przyczyna tkwi w tym, że małe dziecko choruje od urodzenia? Że znosi tyle, ile niejeden dorosły w całym swoim życiu nie dźwiga? Że za każdym razem słyszymy coś nowego, co sprawia, że człowiekowi podcinają skrzydła? Jest mi bardzo źle. Źle mi z tym, że to nie ja choruję. Że nie mogę zabrać choroby od mojego dziecka na siebie. Jest mi źle, że medycyna nie rozwinęła się na  tyle, aby wynaleźć cudowne panaceum na wszystko.
Mały jest po konsultacjach metabolicznych. Niestety, dostaliśmy bardzo złe wiadomości. Istnieje realna możliwość nieuleczalnej, rzadkiej choroby. Poszerzamy diagnostykę. Znowu szpital, klinika, badania. Świat nam się zawalił. Jednego dnia. W jednej godzinie. Minucie, Kilku sekundach.
Mój zeszyt szczęścia 2016 roku leży od kilku dni sam. Na niego też jestem zła. Miałam się cieszyć z drobnostek. Nauczyć cieszyć się drobiazgami. Nawet ich zabrakło. Nie wiem, gdzie szukać pomocy. Państwo nie gwarantuje takiego leczenia, jakie powinno być wdrożone. Czas, którego nam tak bardzo brakuje, to przecież punkt główny w terminach NFZ. Z tego powodu nawet nie mam sił już być zła, nie mam już łez.
Pewnie za chwilę, krótszą lub dłuższą, pozbieram się. Wyczołgam z dołka bezsilności. Stawię czoła niesprawiedliwemu losowi. Tym razem się uda. Musi. Nie dopuszczam myśli, że będzie inaczej, bo... Bo wtedy nie będzie żadnej drabiny. Trzymajcie kciuki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz