niedziela, 3 stycznia 2016

"Żeby szczęśliwym być..."

Tytuł zaczerpnęłam z piosenki Anny Jantar. Piękne i mądre słowa: "Tak mało trzeba nam i dużo tak, żeby szczęśliwym być, drugiemu szczęście dać (...)".
Dawno nie pisałam. Nie było jak, nie było o czym, nie było, przede wszystkim, kiedy. Mamy rok 2016 r. Nowy, kolejny, następny. Czytam o postanowieniach znajomych, znajomych znajomych i jeszcze ich znajomych. Wszyscy wiemy, jak postanowienia noworoczne mają się do rzeczywistości. Brakuje konsekwencji, chęci, po czasie zapominamy itp., itd. Spodobało mi się coś jednak. W przepastnym wirtualnym świecie Internetu wielu moich znajomych postanowiło bawić się w "Słoik szczęścia". Polega to na codziennym wrzucaniu do słoika karteczki, na której zapisujemy to, z czego byliśmy danego dnia zadowoleni, co nam sprawiło radość lub przyniosło szczęście. Pomysł genialny. Dlaczego? Żyjemy tak szybko, o wielu sprawach nie pamiętamy, nie widzimy małych przyjemności, a tutaj chodzi o to, aby nauczyć się doceniać drobiazgi.
Jakoś nigdy nie składałam postanowień noworocznych. Teraz jest inaczej - w 2016 r. postanawiam ... być szczęśliwym człowiekiem. Jest ciężko. Codzienność bywa trudna. Często wyciska łzy, kopie leżącego, naśmiewa się, gdy sił brak, ale... Po każdym trudnym dniu i tak muszę się podnieść. Nic nie zmieni fakt, że załamię ręce, czy padnę na kolana, a czasami nawet na twarz.Wtedy będzie trudniej. Po każdej burzy wychodzi słońce. Może nie grzeje ono tak, jakbyśmy chcieli, ale jest. Muszę cieszyć się z maleńkich rzeczy. One napędzają do dalszego działania i podają rękę, aby się podnieść. Nie zrobiłam słoika szczęścia. Założyłam  zeszyt 2016 r. Każdego dnia zapiszę w nim choćby jedną drobnostkę, która wywołała uśmiech na mojej twarzy. Dzisiaj na pewno znajdzie się tam to, że mój mały roczny synek, który nie potrafi siadać, pełzać, nawet raczkować, opanował do perfekcji przemieszczanie się po pokoju. Turla się. Jak butelka, słoik itp. Zastałam dzisiaj ciekawy widok - mały pootwierał szuflady na dole w komodzie i był przeszczęśliwy. Z czego tu się cieszyć? A ot tak! Poza tym opanował odrobinę samodzielności, a o to przecież tak walczymy.
2016 r. zaczął  się wspaniale. Wydarzyły się rzeczy, które ośmielę się nazwać mianem cudu. Nie napiszę o tym, aby nie zapeszać. Nie, nie jestem przesądna. Trudno mi jednak uwierzyć, że wszystko potrafi się zmienić w ciągu jednej rozmowy. Nie tak dawno temu, gdy miałam gorszy dzień i było źle, smutno, szaro, wyżaliłam się mężowi, a wręcz wykrzyczałam mu, gdzie to dobro, które rzekomo powraca. Nie jestem egoistą, nie popadam w samouwielbienie. Wiele, wiele razy pochylałam się nad kimś. Teraz ja tego potrzebuję, a właściwie moje dziecko. Dobro powraca. Ja  o tym wiem. Tylko my, ludzie, nie mamy pojęcia, kiedy to będzie, gdzie i jak.
To co - będziemy szczęśliwymi ludźmi? Już jesteśmy. Ja na pewno. Mam najwspanialsze dzieci na świecie, cudowną rodzinę, garstkę znajomych, takich prawdziwych i to naprawdę wystarcza, aby mówić o SZCZĘŚCIU.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz