niedziela, 8 stycznia 2017

To(leranc)ja




Problemy moje, twoje, nasze boje, polityka
A przecież każdy włos jak nasze lata policzony
Kto jest bez winy niechaj pierwszy rzuci kamień, niech rzuci
Daleko raj, gdy na człowieka się zamykam

Najpierw wyzywano kulawych. Kulawi sprawiali wrażenie pokrak nie z tej planety. Gibali się obrzydliwie w różne strony. Niepełnosprytni - tak o nich mówiono. Nawet nie za plecami, często śmiejąc się prosto w twarz. Co taka kaleka zrobi? Dogoni? Obroni się? Dobre sobie! Poza tym fajnie było się z kogoś ponabijać.

Następni byli myślący wolniej. Najlepsze w tym wszystkim, że oni sami śmiali się z dokuczań, nie bardzo wiedząc, o co chodzi. To jeszcze bardziej napędzało. Głupie to to było! Że też ewolucja pozwalała na przetrwanie czegoś tak prymitywnego! W tym miejscu Stwórca dał ewidentnie plamę albo coś mu cholernie nie wyszło.

Kulawi i Głupi szybko się znudzili. Znaleźli innowiercę. To było wyzwanie! W imię chrześcijańskiej miłości należało mu ręcznie wytłumaczyć, kto to jest prawdziwy Bóg i jak należy wierzyć. W ruch poszły pięści, obelgi, krzywda czyjaś. W końcu zawiniona - tak sobie tłumaczyli. Pan odpuści, na pewno, to w imię jego. Krew? E tam, przelana w wyższym celu. To się nie liczy. No dobra, może trochę liczy, ale przecież inaczej. 

Gdy innowierca nie wytrzymał, długo się nie nudzili. Niedaleko mieszkał Opalony. Jego skóra miała dziwny odcień ciemnych oliwek. Brudas. Czarny. Należało zniszczyć mu dom. Tak zrobili. To jednak mało. Dokopią mu. Tak z braterskiej miłości pobiją. Ktoś musi pokazać, gdzie jest miejsce takiej kreatury. Dokopali. Pobili. Za bardzo. Krew. O dziwo! Nie była czarna. Wydawało się przez chwilę, że miała kolor ich krwi. Na szczęście tylko przez chwilę, bo to przecież niemożliwe.

Nuda. Kulawi i głupi się schowali. Dwaj pozostali... no cóż, w imię chrześcijańskiej miłości posłużyli za przykład. Nuda. Krew wydawała się wrzeć w ich żyłach. Myśli pulsowały w głowie do tego stopnia, że mózg wydawał się eksplodować lada chwila. Popatrzyli po sobie. Z nienawiścią. Ten miał dziwne oczy. Ten za dużo czytał. Tamten... Chodziły słuchy, że nie jest czystej krwi. O tym  z kolei obok mówiono, że nie głosował, jak należy. Wystarczyło. Jatka, jaka się rozegrała, zaczęła przypominać sceny dantejskie. Krzyki. Jęki. Krew. Dużo krwi. Cisza.Cisza. Trwa.

Nie ma nikogo.

***
Patrzę, w którą stronę podąża człowiek.

Człowiek. Potrafi dać z siebie bardzo dużo. Zaskakuje ogromnym sercem.  Empatią. Bezinteresownym gestem. Udowadnia, że warto w niego wierzyć. Że w ludziach jest moc, gdy coś ich jednoczy. 

Martwi mnie jednak to, że ludzi potrafi jednoczyć nienawiść. Rozmawiam z uczniami o tolerancji. Niektórzy nie rozumieją, co złego jest w rasizmie. Przecież to Turek. Kebab. Przecież tamci to Syryjczycy. Terroryści. Imigranci. Jestem zła. Tak potwornie zła, że w pewnym momencie pokazuję zdjęcia zniszczonego Aleppo. Na kupce gruzu siedzi dziecko i wielkie oczy patrzą na wprost. Pewnie w obiektyw fotografa. Dziecko. Zalega cisza. Kompletna. Przecinam ją głosem jak nożem i pytam, czy to dziecko zasłużyło na przelaną krew, odebrany dom, zabitą rodzinę. Za co? Cisza trwa. Mam nadzieję, że w ich głowach nie. Że chociaż jeden z tych, którzy przed chwilą odważnie wygłaszali hasła pełne nienawiści, pomyśli. Myśli. Niech.

Żyjemy w dziwnym kraju. Koalicja wydaje się być teatrem marionetek. W przedstawieniu nie brakuje zaskakujących zwrotów akcji. Opozycja? Brak słów. Rozczarowuje na całej linii. Strzela sobie w kolano w najmniej oczekiwanym momencie. Takie hasła jak uczciwość, lojalność, sprawiedliwość przestają mieć swoją rangę. Gdzie w tym wszystkim miejsce na tolerancję? Ludzie używają inwektyw. Lewak. Dziwne słowo. Użyto go w pewnym kontekście odnośnie mojej jednej wypowiedzi. Szukam. Poszukuję znaczeń. Nie odpuszczam. Nie mogę uwierzyć. Naprawdę. Poglądy. Socjalizm. Skrajna lewica. Uśmiecham się do siebie. Sama. Tyle wspólnego mam ze skrajną lewicą, ile łączy mnie ze skrajną prawicą. Rym częstochowski. To chyba najlepsze podsumowanie. 

Budować ściany wokół siebie - marna sztuka

Smutno mi. Jestem idealistką, która mimo wszystko wierzy w człowieka. Zwłaszcza młodego. Wiecie, czym skorupka za młodu nasiąknie... Tolerancja jest dla mnie tematem szczególnym i wyjątkowym. Staram się dzieciom pokazywać, że inność nie musi dzielić. Różnice sprawiają, że przestajemy myśleć schematami. Świat jest piękny, gdy dużo w nim barw. Ludzie są cudowni, gdy mimo różnić potrafią się szanować.  

Kulawy wolniej się porusza. Docenia życie takie, jakie ma. Uczy, że cieszyć można się z maleńkich rzeczy. Uczy, że wyciągnięcie pomocnej dłoni to tak naprawdę prezent zrobiony sobie. Lubimy dawać i siać dobro. To budujące. Nie budujmy tylko murów.

Głupi jest w pewnych sferach mądrzejszy od profesorów. Nie roztrząsa sensu logarytmów, nie zastanawia się nad kwantami, ale celebruje codzienność. Uczy radości. Uśmiechu. Tylko nie wyśmiewajmy.

Innowierca uśmiecha się do Stwórcy niezależnie od jego imienia. Uczy nas wzajemnego szacunku i wiary w rzeczy trudne do pojęcia. Tylko uwierzmy. Przede wszystkim w człowieka. 

Opalony ma krew w tym samym kolorze co inni ludzie. Tak samo myśli, odczuwa, patrzy i rozumie. Tylko nie sprawiajmy bólu.

Człowiek. Tak, niech patrzy w oczy innemu człowiekowi. Ponad podziałami. Polityka? Wyznanie? Pochodzenie? Czy to naprawdę są sprawy, które muszą prowadzić do nienawiści? Nie. 

Zamykam oczy i ciągle wraca do mnie widok dziecka na kupce gruzów. Widok smutnego spojrzenia. Za co?  Patrzę na inne dzieci tu i teraz. Pokażmy im, że świata nie należy burzyć, aby móc go budować. Utwierdzajmy w tym, że zapobieganie wojnom i rozwiązywanie konfliktów w sposób cywilizowany, to priorytet. Przypominajmy o tych smutnych oczach. Uczmy wyciągania rąk, ale nie po to, by tylko brać. Budujmy relacje, nie bariery. 
Świat mógłby być wtedy piękniejszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz