czwartek, 12 listopada 2015

Uświadamiać czy nie?

Święta coraz bliżej. W hipermarketach to już właściwie od początku listopada ogrom ozdób choinkowych i bożonarodzeniowe klimaty. Dzisiaj piszę o św. Mikołaju. Właściwie o tym, czy wiarę w niego utrwalać w dziecku, czy też odwrotnie, niech będzie tylko symbolem świątecznego nastroju.
Podejścia rodziców są przeróżne. Pamiętam z mego dzieciństwa, że bardzo długo wierzyłam w świętego, który przynosi prezenty. Z siostrą od rana w Wigilię czuwałyśmy na zmianę pod choinką, aby go wreszcie zobaczyć. Dziwnie się składało, jak wystarczyła chwila naszej nieuwagi, a prezenty wieczorem się tam pojawiały. Ekscytacja, pisanie listów. Pamiętam jednak również taką chwilę, gdy poczułam się okrutnie oszukana. Przyłapałyśmy z siostrą mamę i ciocię, które przez okno podrzucały prezenty. Tak, tak - przez okno! Jejku, jak było mi przykro! Przykro podwójnie, bo oto okazało się, że Mikołaja nie ma, a do tego najbliższa mi osoba  mama - mnie oszukiwała! 
Teraz sama jestem mamą. Dziwię się, że ta sytuacja z Mikołajem tak bardzo utkwiła mi w pamięci. Starszy syn już wie, że to nie Mikołaj wkłada pod choinkę prezenty. Długo w to wierzył. Bałam się, że uświadomienie mu prawdy będzie bolesne i przykre. Obyło się jednak jakoś delikatnie. Przyszły takie Święta, taki czas, gdy moje dziecko zaczęło być podejrzliwe. Bo jak to, kupujemy prezenty dla cioci, wujka, dziadków, a jemu to Mikołaj przynosi? Do tego przynosi razem z tymi, które kupiliśmy dla innych? Przy okazji takich pytań nadszedł moment na "uświadamianie". Było opowiadanie o świętym, który miał na imię Mikołaj i uszczęśliwiał innych rozdając swe dobra. Starałam się tłumaczyć, że Mikołaj stał się symbolem obdarowywania. Myślałam, że pójdzie trudniej. Zapytał mnie jeszcze, czy skoro już wie, kto podkłada podarki pod choinkę, to może i tak patrzeć w niebo za pierwszą gwiazdką i...reniferami! 
W tym roku będą pierwsze Święta mego młodszego syna. Może jeszcze mało świadome, ale bardzo ważne, dwa dni wcześniej kończy rok. Jego starszy brat poprosił, by mówić małemu o Mikołaju długo. Na moje pytanie dlaczego, odpowiedział, że on uwielbiał te chwile oczekiwania na świętego, wypatrywanie gwiazdki, nasłuchiwanie dzwoneczków reniferów. Delikatnie wybadałam, czy nie traktował tego jak oszukiwanie i wiecie, bardzo mnie zaskoczyła odpowiedź mego starszego dziecka. Nie, to nie było, wg niego, okłamywanie. Stwierdził, że Mikołaj i przynoszenie przez niego prezentów było czymś magicznym. Nadal jest, chociaż wie, że inaczej się to odbywa. 
W tamtym roku pisałam razem ze starszym synem  list do św. Mikołaja, chociaż był "uświadomiony" od lat dwóch. Byłam wtedy w ciąży zagrożonej, leżącej. To mój syn zaproponował zabawę w pisanie listu. On dyktował, ja dopowiadałam i pisałam. Zaskoczyło mnie podejście mojego dziecka. Poprosił o to, by święty wstawił się  u kogoś na "Górze", bo pewnie ma kontakty i mógłby szepnąć słówko komu trzeba, aby braciszek przyszedł na świat o czasie i zdrowy. Zrozumiałam wtedy, jak dużo nasze dziecko rozumie z codziennych rozmów toczących się w domu. Na koniec poprosił o zabawki. Teraz wiem, że w trakcie pisania tego list powinnam była mu wiele wytłumaczyć, ale to okazało się późnej. Wszystko potoczyło się inaczej. Urodziłam tydzień później wcześniaczka, który walczył o życie. Wigilia była bardzo smutna i ponura. Byłam rozbita psychicznie, załamana, ale znalazłam czas na malutkie chwile poświęcone starszemu synowi. Bardzo wszystko przeżył. Wtedy pojawił się ogólny kryzys wiary w naszej rodzinie. Chwilami to dziecko pocieszało mnie, a nie ja jego. Pamiętam, że jakimś trafem oglądaliśmy reportaż o chorych dzieciach. Usłyszeliśmy z ust ich rodziców, że te dzieci  są słane takim rodzicom, którzy będą je kochać bezwarunkowo, którzy poradzą sobie z przeciwnościami losu i wtedy dostałam ogromnego kopa do życia. Znalazłam fantastyczną grupę wsparcia dla rodziców wcześniaków i pozbierałam się z tych milionów kawałków, na które wcześniej rozbiłam. 
Mikołaj istnieje w naszej rodzinie. Jest symbolem. Symbolem nie tyko obdarowywania, ale symbolem spełniania marzeń i próśb. Nie ma mocy nieskończonej, nie jest wszechmocny, ale...jest i niech będzie. Uświadamianie prawdy, od najmłodszych lat dziecku, a raczej mówienie, ze Mikołaj to wymysł,  powinno się odbywać, wg mnie, etapowo. Można wiedzę dawkować, tłumaczyć po troszkę. Dajmy dzieciom być dziećmi. Nie zapominajmy jednak, że one bardzo dużo rozumieją i uważajmy, żeby nie uznały nas w pewnym momencie swego życia za oszustów. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz