niedziela, 11 września 2016

Brak tytułu, bo byłby za ogólny



Uogólnianie. Generalizowanie. Wyciąganie z pojedynczych zjawisk i zdarzeń wniosków, które mają dotyczyć ogółu. Dość często spotykam ostatnio. Wkurza mnie. Irytuje. Doprowadza do konsternacji. Bywa, że z trudem trzymam język za zębami. Są takie tematy, których poruszanie to wkładanie kija w mrowisko, ale szufladkowanie wszystkiego na podstawie czyichś doświadczeń jest bardzo krzywdzące. Przykłady mogłabym mnożyć, dzisiaj skupię się tylko na kilku, które szczególnie mnie dotknęły.

Kobiety i feminizm. Sama rzadko używam pojęcia "feminizm", bo jest nadużywane, karykaturalnie wypaczane przez ludzi. Sam feminizm, pierwotnie kojarzony właśnie z kobietami, jawi mi się dzisiaj bardziej jako ruch występujący w obronie różnych dyskryminowanych grup. Bardzo krzywdzące jest patrzenie na płeć przez pryzmat stereotypów. Nieważne, czy dotyczy to kobiet, czy też mężczyzn. Przysłuchuję się niektórym dyskusjom dotyczącym postrzegania kobiet i mężczyzn, czasem sama zabieram w nich głos i najczęściej spotykam się z atakami wtedy, gdy próbuję mówić o złym uogólnianiu. Przyjrzyjcie się w sieci  memom na temat płci. Większość bardzo generalizuje. Ma to być w założeniu niby śmieszne, ale powiem szczerze, że nie rozumiem idei tych żartów. Kobiety postrzegane są w nich jako zawistne, złośliwe, jędzowate stwory. Mężczyźni z kolei to urządzenia z dwoma lewymi rękoma, jeśli chodzi o prace domowe i zajmowanie się dziećmi, z przerysowanym ego i uproszczonym myśleniem. Skąd takie wyobrażenia? Proszę nie przywoływać tutaj behawioralnych predyspozycji płci, bo nie mają z tym nic wspólnego. Najbardziej dziwi mnie jednak to, że kobiety i mężczyźni sami pozwalają na takie żarty, a nawet je tworzą. Dystans dystansem, ale w pewnym momencie należałoby włączyć myślenie. Dlaczego ludzie tak daleko posuwają się w generalizowaniu? Przecież to absurdalne. Podczytuję różne blogi i strony na temat rodzicielstwa, dzieci, życia, filozofii. Ostatnio zdziwiłam się czytając komentarze pod jednym z wpisów na temat tego, jak to świat doznaje trzęsienia ziemi, gdy mama jest chora. Większość pisały kobiety. Smutne, jeśli tak wygląda ich życie. Tak naprawdę same robią ze swoich partnerów niezaradne życiowo ciamajdy. Nie rozumiem, czy wstawienie prania to coś, co wymaga tylko kobiecej logiki? Albo czy przygotowanie dzieciom posiłku jest tak bardzo zintegrowane z płcią, że mężczyzna nie ma prawa tego robić? Odkurzacz w rękach mężczyzn się popsuje? Oczywiście, że nie. Kobiety same nakręcają atmosferę podkreślając, jakie są niezastąpione w tych sytuacjach, a ja myślę, że jeśli do nich dopuściły, to tak trochę na własne życzenie. Mężczyźni z kolei żartują sobie z humorów kobiet, tego, że bywają zazdrosne i karykaturalnie wyolbrzymiają każdą cechę. Bardzo przykre, ale co widzę? W tego typu dyskusjach kobiety same śmieją się z takiego postrzegania i przytakują myśląc, że są zabawne. Nie, nie są.
Partnerstwo. Takie cudowne słowo, gdy się jest razem, wychowuje dzieci, ale przede wszystkim szanuje siebie nawzajem. Tak, bywam taka zmęczona, że śmieją mi się oczy, gdy słyszę męża, który pyta, co bym zjadła. Lubię zaparzyć mu taką kawę, jaką lubi i usiąść razem, choćby pomilczeć. Z ulgą znajduję w lodówce ugotowany przez niego obiad na następny dzień, gdy ja tego nie mogłam zrobić. Z namaszczeniem składam parami poprane skarpety, by ich nie szukał. Partnerstwo. Na każdej płaszczyźnie.

Pracuję w szkole. Uczę dzieci. Wybrałam swój zawód starannie, w sposób przemyślany. Chciałam robić to, co robię. Kocham tę pracę. Ten moment, kiedy widzę małe buzie zwrócone w moją stronę. Oczywiście, bywają chwile bardzo trudne. Dzieci nie zawsze są tylko malutkimi cherubinkami. Czasem wyrastają im różki. Praca w klasie to tylko część tego, co wykonuję. Poza tym są dokumenty, stosy dokumentów, raporty, sprawozdania, analizy itp. Mimo wszystko nie zamieniłabym tej pracy na żadną inną. Miałam w życiu szczęście spotkać kilku takich nauczycieli, którzy mnie wspierali, inspirowali, przede wszystkim jednak - nauczyli samodzielnie myśleć. Przykro mi się robi, gdy słucham dyskusji o nauczycielach lub czytam opinie internautów. Nauczyciele to taki temat, który budził zawsze kontrowersje. Większość wytyka osiemnaście godzin tablicowych, dni wolne, podobno wysokie zarobki. Obrywa się pedagogom za rzekomo trudną młodzież, problemy wychowawcze, wyniki testów. W tym wszystkim dochodzi ciągle do tego samego zjawiska - uogólniania. Każdy nauczyciel, według większości, to leń, nieudacznik życiowy, który uczy innych, bo mu w życiu coś nie wyszło. Buntuję się. Wyrażam stanowczy sprzeciw. To bardzo krzywdzące opinie. Przykro mi najbardziej z tego powodu, że czuję, jakby ktoś w twarz dawał tym nauczycielom, którzy stanęli na mojej drodze i byli naprawdę cudownymi ludźmi. Smutno mi, bo znam wielu wspaniałych nauczycieli dzisiaj. Ludzi, którzy oddają serce swojej pracy. Idą obładowani rzeczami, które przynieśli dla "swoich" dzieciaków, aby lekcja była atrakcyjna. Obserwuję, jak malutkie rączki zamykają w uścisku swoją panią na powitanie. Widzę, jak inna pani zostaje po lekcjach, bo obiecała Ani lub Kasi, że porozmawiają, rozwiążą problem. Pewnie, w każdym zawodzie są też tacy, którzy nie powinni się tam znaleźć. Tylko dlaczego widzi się właśnie ich? To tak, jakby sądzić, że wszyscy budowlańcy są alkoholikami i wiecznie się zataczają. Nie są, zaręczam. Pomyśl zatem, jeden z drugim, czy naprawdę oceniasz rzeczywistość, czy swoje złe doświadczenia? Zastanów się, wyrażasz się tak źle o nauczycielach, a to im oddajesz pod opiekę edukację swego dziecka. Oddałbyś zatem największy swój skarb tylko "miernotom", jak to często się wyrażasz? Przemyśl dwa razy, trzy, a jeśli trzeba - dziesięć, zanim ciśniesz jakiś ogólnik na temat nauczycieli. Poza tym Ciebie też ktoś nauczył kiedyś łączyć literki, pisać w słupkach cyfry. Niczego nie zawdzięczasz żadnej pani czy panu? Jeśli odpowiesz twierdząco, to bardzo Ci współczuję. Naprawdę. Być może miałeś pecha do tych nieodpowiednich pedagogów, a może nikt nie nauczył Cię, że zgorzkniałe patrzenie na świat jest bardzo smutne i warto czasem wyjrzeć poza horyzont.

Dzieci niepełnosprawne i chore. Temat bardzo mi bliski. Mali bohaterowie, którzy pokonują wiele trudności. Ich dokumentacja medyczna, wypisy ze szpitali, wyniki badań - opasła lektura. Każdy dzień to kolejny etap walki i wyścigu, jaki toczy się o względną normalność. Spotykam czasem ludzi, którzy mówią mi "Chory? No co ty! Nie wygląda". Wąż też ma kręgosłup, a nie chodzi w pionie, prawda? Słyszę czasem "Wy to teraz macie dobrze. Te wszystkie fundacje pomagają chorym". Chcesz się zamienić? Bo ja tak, tylko chętnych brak. W rozmowie pada czasem "I wiesz, za wizytę musiałam/-em zapłacić 200 zł". Kur*a (przepraszam, musiałam), wyobraź sobie, że wiem. Wiem to każdego miesiąca, niestety. Tylko nasze wydatki nie liczą się w setkach, a w tysiącach. Pomyśl, nie mów bzdur, że mogło być przecież gorzej. Tym mnie nie pocieszysz. Przypominam Ci, że mogło być też lepiej. Tyle.

Uogólnianie jest bardzo krzywdzące. Jest nie fair. Kobieta, mężczyzna, nauczyciel, dziecko - każde z nich jest inne. Ba! Kobiety różnią się między sobą, tak samo mężczyźni.  Nauczyciele też. Dzieci niepełnosprawne i chore są wyjątkowe. Popatrz na nie, bo wiele o życiu mógłbyś się od nich nauczyć. Tylko czy będziesz chciał? Ale to już inna sprawa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz