niedziela, 18 września 2016

Marzenia



Kocham swoją pracę. Lubię ten moment, gdy mogę wejść w dyskusję z młodym człowiekiem. Gdy otwieram mu oczy na pewne sprawy albo to on otwiera moje. To drugie zdarza się równie często co pierwsze. Uwielbiam literaturę. Od zawsze. Podejrzewam, że na zawsze. Czytanie to integralna część mnie odkąd pamiętam. Babcia nauczyła mnie rozpoznawać litery, składać je, w magiczny sposób rozszyfrowywać usiane maczkiem wersy. Lubię uczyć. Mimo wszystko. Mimo częstej nagonki na nauczycieli, niezbyt przychylnego systemu, biurokracji, coraz częstszych problemów z zachowaniem dzieci. Lubię sama zdobywać nowe umiejętności i wiedzę. Kocham ten moment, gdy okazuje się, że każdego dnia na nowo poznaję życie. Smakuję je. Mimo wszystko.

Marzenia. Każdy ma. Większe, mniejsze. Niektórzy nazywają je celami. Pojawił się ostatnio taki temat na moich lekcjach. Dlaczego marzymy? Co nam to daje? "Moje" dzieci najpierw spontanicznie wymieniały swoje marzenia. Różne. Najczęściej związane z rzeczami materialnymi. Później te głębsze. Poważniejsze. Od jednej osoby usłyszałam, że są takie marzenia, o których nie powinno się mówić. Nie chodzi wcale o przesąd, że wtedy się nie spełnią, ale o to, że leżą sobie cichutko na dnie naszych serc i czekają cierpliwie. Czekają, aż pojawi się okazja. Jeśli będziemy o nich za często mówić, myśleć, a one nie będą nadchodzić, zasmucimy się bardzo. Będziemy mieli wrażenie, że nic nie ma sensu. Najpierw zaprotestowałam. No bo jak to? Marzenia trzeba werbalizować, aby się urzeczywistniły! Dopiero po kilku minutach dotarło do mnie, że chodziło o coś innego. Ile to razy podnosimy swoim oczekiwaniom poprzeczkę tak wysoko, że nie jesteśmy jej w stanie przeskoczyć? Czy stawianie sobie zbyt wygórowanych celów nie bywa frustrujące? W jednej chwili zdałam sobie sprawę z tego, że marzenia mają wiele wspólnego z...nadzieją. Nadzieja. Tak bliska memu sercu. Wszystkim sercom, nawet jeśli zaprzeczają.
Pokazałam uczniom stronę Fundacji Mam Marzenie. Podejrzeliśmy, o czym  śnią chore dzieci. Spoglądaliśmy na szczęśliwe przez moment buzie, które zapominały na chwilę o cierpieniu. Okazuje się zatem, że mieć marzenia, to czekać na kolejny ranek, aby się obudzić. By było po co. By chciało się chcieć.

Marzenia są mi bliskie. Szczególnie. Gdyby nie one i nadzieja, dawno bym się poddała. Nie marzę już o dobrach materialnych. Przestałam jakiś czas temu. Rzeczy w jednej chwili są, w drugiej ich nie ma. Już nie są ważne. W tej kwestii postawiłam tylko na zaspokajanie najpotrzebniejszych potrzeb. Naj. Moje cele się pozmieniały. Nadal zdarza się, że mam ogromny żal do życia. Czuję paskudną niesprawiedliwość. To się chyba nigdy nie zmieni. Mogę mówić, że w porządku, że się pogodziłam, co nie zmienia jednak faktu, że nie tak powinno być.
W piątek długo nie mogłam pozbierać rzeczy z klasy. Porządkowałam biurko, pakowałam napisane przez dzieci opowiadania, szukałam pogubionych jak zwykle długopisów. W drzwiach spotkałam panią, która sprząta moją salę. Nie obyło się bez rozmowy. Rozmowy, która jeszcze teraz tkwi mi w głowie. Której sens z wypowiedzianych słów niczym echo obija się o moje myśli. Po wymianie uprzejmości, pytań, co u nas, co u J., usłyszałam, że wyjątkowe dzieci kocha się w sposób wyjątkowy. Takie dzieci są szczególne. Uczą nas więcej niż wszelkie szkoły, kierunki, awanse. Dają radość z maleńkich rzeczy. Bez zbędnych oczekiwań. Uczą wyznaczać cele na miarę możliwości. Przy nich spełnianie marzeń to dopiero radość. Wyjątkowe dzieci trafiają do wyjątkowych rodziców. Pani M., dziękuję za te słowa. Dopiero w domu, gdy pomyślałam dłużej o naszej rozmowie, odkryłam ich prawdziwy sens.

Uczę się stale. Czasem od nowa. Od dzieci. Od dorosłych. Przypadkiem napotkanych ludzi. Przypadków, które nie są przypadkami. Uczę się każdego dnia, jak smakuje życie. Moje jest słodko - gorzkie. Przełamanie smaku goryczą okazuje się inspirujące. Uczę się być lepszym człowiekiem. Zatrzymuję na chwilę kadry z codzienności. Przystaję, by przemyśleć słowa, zdania. Przemyśleć myśli. Dotykam rzeczywistości, nie przebijam murów, nie tłukę szyb. Buduję swoją normalność na fundamentach wylanych z miłości. Do dzieci. Męża. Życia. Tak, kocham to życie. Pełne marzeń. Moich. Naszych. Ich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz