sobota, 22 października 2016

Gatunki matek



Człowiek (?) multifunkcyjny, z ogromną podzielnością uwagi, pamięcią słonia, siłą lwa, sercem na dłoni. To tak w wielkim skrócie definicja osobnika zwanego matką. Matki kojarzą się z ciepłem, bezpieczeństwem, ramionami, w których chowa się cały świat zwany dzieckiem. Reklamy pokazują nam stwora, który nie ma prawa chorować, bo, jak głosi slogan,  mamy nie biorą wolnego. W tychże reklamach mama to także opiekunka domowego ogniska, tudzież kuchni, w której powinna (!) uśmiechnięta spędzać czas wolny. Pod choinkę prawdziwa mama chce oczywiście dostać odkurzacz, zmywarkę, kuchenkę lub garnki, bo przecież to jest szczyt marzeń prawdziwej kobiecości. Nikt jednak nie mówi głośno o drugiej stronie medalu, alter ego matek, kiedy to matka matce... Nie, nie człowiekiem. Matka matce wilkiem.

Westalka
Gatunek wybitnie zapatrzony w domowe ognisko. Nie wyobraża sobie nawet, że mogłaby mieć plany na życie nie do końca związane z rodziną. Rodzina i ona to jedno. Każda kobieta, która łączy życie zawodowe z wychowywaniem dzieci i męża, jawi się jej jako ktoś niegodny miana matki.  Współczuje biednym dziatkom, które muszą szybko uczyć się samodzielności. Żałuje zmizerniałego męża tej kobiety (oby nie za bardzo!), bo biedak sam sobie zupę do talerza nalewa. Sprząta, gotuje, robi zakupy i do głowy by jej nie przyszło, że ktoś inny również może to robić.

Bizneswoman
Szczególny gatunek. Dzieci i mąż są dodatkiem w jej życiu. To nic, że nie pamięta, kiedy tak na dobrą sprawę poświęciła im jakieś minuty swego cennego czasu. Ze współczuciem i politowaniem kiwa głową patrząc na te kobiety z wózkami, wycierające usmarkane nosy, bawiące się klockami. Od czego są nianie? Kobieta biznesu nie marnuje czasu. Czas. Czas. Czas. Taki puls ma płynąca w jej żyłach krew. Ten typ matki nie wyobraża sobie trzymania w dłoni małej rączki lepkiej od soku albo łakoci. Rodzina ma być idealna, nieskazitelna, co by się ładnie prezentowała w wywiadach i na zdjęciach. Mucha nie siada.

Supermanka
Ja, tylko ja i jeszcze raz ja! - naczelne hasło tego typu matki. Najlepiej wszystko wie. Zawsze ma rację. Jeśli jej nie ma, patrz punkt pierwszy - i tak ma rację. Mąż nie może nakarmić dziecka, bo ona inaczej trzyma łyżeczkę. Zmiana pieluchy to też wyższa filozofia. Przecież te rzepy zapina się dokładnie na ten element obrazka, a nie milimetr dalej. Poza tym ogarnia dom, pracę, fitness, biega i z zażenowaniem patrzy na inne matki. Jak one mogły doprowadzić się do takiego stanu! No żeby tak się zapuścić! Co za babsztyle! Nic dziwnego, że to na jej widok ślinią się mężowie tamtych. Pfff, nawet chłopa nie potrafią sobie wychować. Nie, ona wcale nie kokietuje. Przecież sama w sobie jest super i naj. Klękajcie narody. Znaczy się... wszyscy.

Licytatorka
Gatunek bywa groźny. Zauważa się coraz większą jego ekspansję. Jej dziecko siedziało, gdy skończyło 3 miesiące, a właściwie dwa, bo wcześniej usłyszała, ze czyjeś miało trzy. Odpieluchowała półrocznego bobasa. Co tam odpieluchowała! Przecież maluch w tym wieku już jadł sztućcami! Niemożliwe? Jak nie, jak tak. Ma nadinteligentne dziecko z IQ powyżej... Nie pamięta dokładnie, ale NA PEWNO większym niż mają inne dzieci. Na roczek zafundowała córeczce intensywne zajęcia z baletu, a syn w tym wieku to już dawno uprawiał szermierkę. Hmmmm? A może to była jazda konna? Może. Zależy, co było wtedy modne. Licytatorka nie powstrzyma się od niczego. Co tam za słaby kręgosłup niemowlaka. Jaki słaby? Jej dzieci nie są słabe. Twoje jeszcze nie siedzi? Nie mówi po angielsku? No wiesz! Zaniedbałaś wszystko. To Twoja wina! Bo jej dziecko w tym wieku...


Opis powyższych czterech gatunków matek to tylko karykaturalny zarys. Prawdziwa analiza poszczególnych osobników objętościowo mogłaby liczyć na pracę naukową. Nie byłoby wtedy wcale zabawnie. Myślę, że z socjologicznego punktu widzenia, taka praca mogłaby przynieść wiele refleksji. W który gatunek się wpisujesz? Odpowiedz sobie samej. Pomyśl też właśnie o tym, jak traktujesz inne matki. A ja? Hmmm, we mnie jest bardzo dużo z trzech pierwszych gatunków. Taki misz masz różnych cech. Miałam zapędy, że tylko ja potrafię najlepiej. Było też we mnie dużo poczucia winy, gdy wróciłam do pracy zostawiając w domu małe i do tego niepełnosprawne dziecko. Zdarzało się też, że jest mi przykro, bo moja rodzina nie tworzy idealnego obrazka lansowanego w mediach. Do wszystkiego musiałam dorosnąć. Jako matka, ale przede wszystkim jako kobieta. Nigdy nie byłam licytatorką, ale co by tak różowo nie malować, to w myślach bardzo często chciałam, aby moje dzieci były w czymś lepsze, szybsze itp. Dlaczego? Trudno powiedzieć. Dopiero akceptacja niedoskonałości sprawiła, że tak naprawdę żadne licytacje nie są ważne. Priorytety...

Matka niedoskonała








Ja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz