piątek, 7 października 2016

Wyjątkowość



Dzisiaj opowiem wam o miejscu innym niż te, które przeciętny człowiek widuje codziennie. Miejscu, w którym nie liczy się wieczna pogoń nie wiadomo za czym, wyścig szczurów nie istnieje, ale za to jest radość. Wszechobecna. Wszechmocna.

J. ma opinię Poradni Psychologiczno - Pedagogicznej, a w niej  decyzję o konieczności zajęć wczesnego wspomagania rozwoju. Są to dwie godziny tygodniowo - integracja sensoryczna i rehabilitacja ruchowa. Wwr J. realizuje w Zespole Szkół Specjalnych. Miejsce wybrałam z pełną świadomością. Wiem, że pracują tam ludzie bez zbędnych uprzedzeń, otwarci na drugą osobę. Ludzie, którzy w swoim życiu zawodowym mieli do czynienia z mnóstwem niesprawiedliwości, takiej zwykłej - życiowej, a jednocześnie stykają się z ogromem radości, uśmiechu i szczęścia.

Gdy J. ma zajęcia, przeważnie czekam pod drzwiami. W tamtym roku było to nie do pomyślenia. Trzeba było z nim zostawać, aby nie płakał. Teraz obudziła się w nim większa ciekawość życia. Dokładniej obserwuje. Świadomie doznaje. Jeszcze więcej rozumie. Wie, że siedzę na ławce za drzwiami i po zajęciach go przytulę, zabiorę do domu.

Siedzę na ławce. Mam godzinę, by uporządkować myśli. Poobserwować. Uwielbiam obserwować ludzi. Ich zachowania. Czasami mimowolnie podsłuchuję. Wiem, wiem, nieładnie, oj, nieładnie. Tylko że... Z urwanych strzępków zasłyszanych rozmów buduję sobie obrazy spotkanych (nie)przypadkiem osób. Lubię to robić. Zdarza się, że tworzę później w głowie wymyślone historie, piszę bajki na potrzeby swoich chwil i ukojenie różnego rodzaju bólu. Autoterapia. Jak zwał, tak zwał, ważne, że lżej się żyje.

Szkoła dla dzieci wyjątkowych. Już na pierwszy rzut oka widać tę wyjątkowość. W rysach twarzy, rozbieganych spojrzeniach, roześmianych oczach. Radość jest tak naturalna jak oddychanie. Jest przerwa. Dziewczynka z małogłowiem nieporadnie biegnie przywitać się z woźną. Przytula ją. Dwóch chłopców, jeden widoczny ZD, drugi na wózku, przybijają sobie w korytarzu "piątki". Inny chłopiec nie mówi, zaaparatowany, więc jakieś dźwięki do niego docierają. Miga w stronę nauczycielki na dyżurze. Ona odpowiada uśmiechem i wykonuje jakiś gest. Nie rozumiem ich, nie znam języka migowego. Przyznaję, że czuję się z tym źle. Chciałabym...podsłuchać. Dziewczynki siedzące blisko mnie rozmawiają o zawodach sportowych w szkole. Cieszą się z nich. Widzę, jak do toalety opiekunka  przyprowadza troje dzieci. Siedzi z dwojgiem na korytarzu, gdy jedno jest w środku Słyszę rozmowę. Chłopiec mówi, że lubi zadania domowe. Zawsze odrabia je z nim mama. On lubi ten czas. Drugi chwali się, że zna już wszystkie litery (ma na oko z 10 lat) i czyta sylabami. Kobieta chwali go, klepie po ramieniu, dodaje, że teraz to już pójdzie z górki.  Dzwonek. Dzieci wracają małymi grupkami do klas. Jeden z chłopców kieruje się w stronę drzwi. Łapie za klamkę. Woźna jest szybsza. Śmieją się razem, podobno chłopiec wycina taki numer codziennie. Jak sam twierdzi,... kocha wolność. Co by nie było, nie zawsze jest tak pięknie. Od czasu do czasu na korytarzu słychać słowa, od których uszy więdną. Nikt nie krzyczy. Dyżurująca nauczycielka wskazuje na bluzgającego i pokazuje palec na ustach. On kiwa głową na znak, że rozumie i też przykłada palec do ust. "Ciiii" - widocznie taka umowa. Za chwilę ktoś szarpie się z innym kimś. Wkracza dorosły. Rozdziela. Sadza na dwóch odległych od siebie ławkach. Delikwenci spoglądają wrogo na siebie, a po kilku minutach zapominają, dlaczego się bili i bawią się razem resorakami.

Ktoś zapyta, co tam takiego wyjątkowego? Nie wiem. Trudno to nawet nazwać. Atmosfera jest inna. Inna niż niż taka, jaką znamy z codziennego życia. Tam nikt z nikim się nie ściga. Uczniowie osiągają to, do czego są zdolni. Kątem oka obserwuję rodziców, którzy przyprowadzają dzieci. Wielu z nich to na pewno wychowankowie podobnych szkół, z pogranicza upośledzenia umysłowego, a nawet z nim. Przychodzą też ci z popularnie zwanej normy intelektualnej, tacy jak Ty, czy ja. Przyprowadzają dzieci, popychają na wózku, przynoszą na rękach. Na ich twarzach maluje się radość. Dają buziaki mówiąc "Do zobaczenia". Oczy śmieją się do dzieci wyrażając miłość. Bezwarunkową. Akceptacja. Chyba o to w tym wszystkim chodzi. Akceptacja daje szczęście. Działa w każdą stronę. Akceptacja siebie. Akceptacja swoich ograniczeń. Akceptacja swego dziecka, które nie służy do zaspokajania ambicji i oczekiwań rodzica. Dziecka, które trzeba wspierać, bardzo często wszechstronnie, aby mogło sobie poradzić w życiu tak bardzo, jak tylko będzie w stanie.

Przypomniałam sobie wiersz Jana Twardowskiego "Do moich uczniów". Jeden cytat jest wyjątkowy: "Bez was świeczki gasną i nie ma żyć  dla kogo".

Dla tych, którzy nie znają całego wiersza, przytaczam poniżej.

Do moich uczniów

ksiądz Jan Twardowski

Uczniowie moi, uczenniczki drogie,
ze szkół dla umysłowo niedorozwiniętych,
com wam uczył lat kilka, stracił nerwy swoje,
i wam niechaj poświęcę kilka wspomnień świetych.

Jurku, z buzią otwartą, dorosły głuptasie-
gdzie się teraz podziewasz, w jakim obcym tłumie -
czy ci znów dokuczają na pauzie i w klasie -
i kto twe smutne oczy nareszcie zrozumie.

Janko Kosiarska z rączkami sztywnymi,
z noskiem co się tak uparł, że został króciutki -
za oknem wiatr czerwcowy z pannami ładnymi -
a tobie kto daruje choć uśmiech malutki.

Pamiętasz tamta lekcję, gdym o niebie mówi,
te łzy co w okularach na religii stają -
właśnie o robotnikach myślałem z winnicy,
co wołali na dworze - nikt nas nie chce nająć.

Janku bez nogi prawej, z duszą pod rzęsami -
grubasku i jąkało - osowiały, niemy -
Zosiu coś wcześnie zmarła, aby nóżki krzywe
szybko okryć żałobnym cieniem chryzantemy.

Wojtku wiecznie płaczący i ty coś po sznurze
drapał się, by mi ukraść parasol, łobuzie -
Pawełku z wodą w głowie i ty niewdzięczniku
coś mi żaby położył na szkolnym dzienniku.

Czekam na was, najdrożsi, z każdą pierwszą gwiazdką -
ze srebrem betlejemskim co w pudełkach świeci -
z barankiem wielkanocnym. - Bez was świeczki gasną -
i nie ma żyć dla kogo.
Ten od głupich dzieci. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz