piątek, 5 sierpnia 2016

Biedny Bogacz



Jaka jest granica między współczuciem a litością? Krucha. Delikatna. Łatwo ją przekroczyć w każdą stronę. Łatwo jest się też pomylić nawet w odbiorze obu uczuć. To kwestia bardzo drażliwa.

Kilka słów wstępu.
Współczucie. Empatia. Umiejętność pochylenia się nad drugim człowiekiem i na chwilę "włożenia jego butów". Umiejętność niesienia pomocy bez zbędnych słów. Gdzie zatem różnica między współczuciem a litością? Litość jest odbierana pejoratywnie przez tych, którzy oczekują właśnie empatii. Daje im odczuć przez krótką chwilę, że są gorsi, mniej wartościowi. Czasem jest to odczucie kompletnie nieadekwatne do zamierzeń tego, kto chce być współczujący. Czasem wszystko zazębia się o trudne przewrażliwienie na punkcie własnego jestestwa.

Dlaczego o tym piszę? Dzisiaj na jednym wdechu "wykrzyczałam", że dzieci niepełnosprawne nie są biedne. Że nazywanie ich w ten sposób jest klasyfikowaniem, dawaniem odczuć bycia gorszym. Sama wiele razy przyłapałam się na tym, że pojawiało się u mnie coś na kształt litości. Podam przykład. D. - chłopiec z porażeniem mózgowym, kompletny niedowład kończyn dolnych. Inteligenta bestia, że ho ho. Lepiej nie wchodzić w nim w zbędne dyskusje. Oczytany, zagnie takimi argumentami, o jakich się nawet nie myślało. Porusza się na wózku. Któregoś dnia widziałam, jak się wywrócił na podjeździe. Podeszłam, zaproponowałam pomoc. Nie chciał. Nalegałam. I co? I usłyszałam "Wynoś się", a w oczach chłopca dostrzegłam... wściekłość. Poradził sobie. Z problemami, ale poradził. Dotarło do mnie po czasie, co usłyszał w moim ciągłym naleganiu. Litość. Prawdopodobnie tak było. Zrobiło mi się go przecież ...żal. Źle wszystko wtedy rozegrałam. Może gdybym dobrała inne słowa... Z drugiej strony, czy dzieci zdrowe nie przewracają się od czasu do czasu?

Wiem, że "biedne dzieci" nie było w zamierzeniu pejoratywne i nie miało nic wspólnego z litością. Tutaj weszło moje przewrażliwienie na tym punkcie. Podobne słowa działają na mnie jak płachta na byka. Są punktem zapalnym. Tak też się stało, a wystarczyło dać sobie trochę czasu i ochłonąć.  Nigdy nie chciałabym, aby J. usłyszał z czyichś ust, że jest biedny. Nie. On ma nie dać sobie wmówić, że jest w jakikolwiek sposób gorszy. Nigdy. Mam świadomość tego, że odstaje od rówieśników. Doskonale wiem, że rehabilitacja nie skończy się za miesiąc, dwa, czy nawet rok. Wiem, że "nie spełnia" norm i wytycznych. I co z tego? On je za to genialnie łamie.

Chciałabym, aby moje dziecko dorastało w wierze, że jest super, że może być z siebie dumne. Nie lubię go porównywać. Niektórzy próbują, co oczywiście w ich oczach wychodzi na niekorzyść J., gdy mówimy o jego rówieśnikach. Jednak ja wiem, że J. pokonał znacznie więcej, pokonuje każdego dnia i skrycie liczę na to, że w ten sposób będzie do tego podchodził on sam kiedyś.

A współczucie i litość? Czy nauczę moje dziecko to rozróżniać? Wątpię. Czasem widzimy to, co chcemy zobaczyć lub słyszymy to, co chcemy usłyszeć. Innym razem odwrotnie. Nie dać się zwariować - kwintesencja normalności. Tylko czy... normalność istnieje?

Na koniec bajka albo i niecałkiem bajka.

W wielkim księstwie rządzi dwóch braci. Starszy, M., jest stateczny, grzeczny, wykazuje się logicznym myśleniem. Jego mocną stroną są nauki ścisłe. Lubi czytać, literaturę chłonie jak gąbka, ku uciesze mamy, dla której książki to alternatywna rzeczywistość. Młodszy, J., uwielbia psocić, łobuzować, a w oczach wiecznie igrają mu chochliki. Wszyscy to jednak wybaczają, bo w całym księstwie nie ma dziecka bardziej radosnego i szczęśliwego. M. bardzo często wyciąga brata z opałów. Wypadałoby jeszcze dodać, że miłość między nimi jest na wzór tej z najpiękniejszych baśni. Brat oddałby za brata wszystko.

Od czasu do czasu księstwo najeżdża Wielki Glicerak. Nie jest to gość pożądany na dworze, dlatego też  wizyty nie są towarzyskie. Glicerak wpada ze swoją armią, plądruje, łupi, a później, poza murami księstwa, napawa się swoim dzikim zwycięstwem. Spustoszenia czyni ogromne. Niszczy komórki, psuje źródła życia, nie cofa się nawet przed dewastacją najcenniejszych organów miasta.

Po najazdach Gliceraka bracia długo muszą doprowadzać księstwo do porządku. Zbierają siły do kolejnej walki, którą przyjdzie im stoczyć za jakiś czas. Niestety, nie mogą liczyć na pomoc militarną. Każdy, komu mówią o Gliceraku, przyznaje, że nawet o nim nie słyszał. Nikt nie wie zatem, jakie działa wytoczyć przeciwko takiemu bandycie.

Okoliczni mieszkańcy mówią czasem, że chłopcy są biedni. Jedni współczują, inni okazują litość. O ile współczucie oraz empatię  bracia i ich rodzice akceptują, o tyle litość sprawia, że czują się gorsi. To, że skarbiec księstwa świeci pustkami, bo wszystkie oszczędności wydawane są na walkę z Glicerakiem, to niezaprzeczalny fakt. Księstwo posiada jednak ukryty skarb - siłę. Miejmy tylko nadzieję, że okrutny łotr nie znajdzie jej źródła. Choć trzeba przyznać, że czasem bywa bardzo blisko.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz