wtorek, 16 sierpnia 2016

Okno



Pisanie to swoista autoterapia. Próba rozmowy ze sobą. Wentyl bezpieczeństwa, który popuszczasz, gdy coś agresywnie napiera na ściany. Najpierw rozmowa układa się w głowie. Najczęściej w nocy, gdy bezsenność rozsiada się  nonszalancko w pokoju i zagląda zaczepnie w twarz. Wiem, że wtedy kilka godzin mam tylko dla siebie i swoich rozważań. Później myśli przybierają kształt słów.

Nie jestem anonimowa. Wszyscy świetnie kojarzą fakty. W sumie to dobrze. Musisz jednak wiedzieć, że czytasz tylko tyle, ile Ci pozwolę. Na tym polega trik. Uchylam okno, ale nie otwieram drzwi. Jeśli okna odrobinę nie uchylę, ryzykuję uduszenie z braku powietrza. Czasami nie wiem, jak Ci powiedzieć o czymś wprost. Jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że potrzebuję ludzkiego gestu, poklepania po ramieniu, kilku słów lub wspólnego milczenia.

Mam wrażenie, że jadę na karuzeli, chociaż nigdy w rzeczywistości nie próbowałam. Zawsze się bałam. Teraz siłą wepchnięto mnie w niezbyt wygodne miejsce. Trzymam się kurczowo, aż bieleją kostki dłoni. Góra, dół. Dół, góra. Zamykam oczy pomiędzy. Mimo wszystko kręci się w głowie, robi niedobrze od nadmiaru.

Nie pamiętam, kiedy gdzieś wyszłam. Sama. Nie pamiętam, kiedy mogłam z kimś ot tak porozmawiać. Prawdopodobnie już nawet nie potrafię. Pokończyły się tematy. Czuję zupełną niemoc w obliczu spraw trywialnych. Nie jestem dobrym kompanem do wymiany zdań na temat "a" lub "b". Przestał mnie interesować design współczesnych spraw.

Kiedy niepełnosprawność J. i choroba obu chłopców zapukały do naszych drzwi, wiele znajomości się nie utrzymało. Nie podołali inni, ale ja też. W pewnym momencie znajomi przestali pytać: "Siedzi?", "Raczkuje?", "Chodzi?" itp., itd., etc. Podejrzewam, że  nie wiedzieli, o co mogą zapytać i jak, by nie sprawić mi jakiejś przykrości. Sama zaczęłam unikać innych, by nie odpowiadać na pytania i nie słuchać zapewnień, że będzie dobrze. Bardzo powoli pozamykałam wszystkie bramki, furtki, drzwi. Źle się czuję w klaustrofobicznej przestrzeni, więc uchylam okna. Od czasu do czasu potrzebuję słów lub samego milczenia z kimś. Jak powietrza.

Bywa, że wylewam tutaj swoje wiadra goryczy. Jestem zła na siebie, gdy brakuje mi odwagi, by powiedzieć Ci wprost, co czasem myślę. Odwagi i siły. Te ostatnie szczególnie oszczędzam. Bolą mnie żarty na poziomie podłogi. Denerwują mnie spojrzenia, których miałam nie dostrzec i słowa, jakich miałam nie usłyszeć. Daruj sobie. Widzę i słyszę, niestety.

Jestem wdzięczna tym, którzy zatrzymują się przy mnie. Mimo wszystko. Choćby po to, by razem pomilczeć. Bez słów da się powiedzieć jeszcze więcej. Rzadko, bo rzadko, ale czasem ktoś szepnie "Zobacz, chmury", a wtedy chmury są chmurami i nie szukam wieloznaczności. Dwuwymiarowy świat bywa taki prosty, że aż się człowiekowi robi lżej. Lżej.

Nie sypiam w nocy. Nie czuję głodu. Nie mam apetytu. Klasyczny model wypalenia? Spokojnie, nic się nie wypaliło. Czasowy spadek formy, ale ja się zawsze zbieram. Tym razem też tak będzie. Energię czerpię z malutkich codziennych szczęść. Postępy J. są taką motywacją, że choćbym miała poruszyć niebo i ziemię, zrobię to. Ci, którzy znają moją determinację, wiedzą, że nie ma celów niemożliwych. Źle się tylko czuję z tym, że stąpamy po bardzo kruchym lodzie. Decyzję o tym, co jest mniejszym złem, zostawiono, tak na dobrą sprawę,  nam. Nikt nie ma pomysłu na leczenie chłopców. Rozłożono ręce. Pokiwano głowami. Moje dzieci są. Czekają. Za długo się nie da.

Kiedy uchylę okno, pozwól mi od czasu do czasu zamienić kilka słów. Częściej poproszę Cię o wspólne milczenie. Popatrz ze mną na chmury. Wskaż mi horyzont. Tam, za nim, też coś jest, tylko pozornie tego nie widzę. Jeśli nie masz czasu, to uwierz, nikt tak bardzo jak ja Cię nie zrozumie lepiej. U mnie czas to wartość deficytowa. Czas przychodzi do mnie nocą. Wystarczy słowo. Jedno. Wypowiedziane. Przemilczane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz