środa, 24 sierpnia 2016

Buty



Za jednym betonowym osiedlem i za drugim przyszło na świat cudowne dziecko. Było maleńkie jak dłoń taty i leciutkie jak piórko. Nikt nawet wtedy nie przypuszczał, że maluszek zawróci rzeki, przemierzy góry i zdobędzie najwyższe szczyty.

Chłopiec różnił się od dzieci w jego wieku. Drobniutki, wiotki, wydawał się kruchy jak filiżanka z najdelikatniejszej porcelany. Skóra jego była tak delikatna, że rodzice nie mogli go głaskać. Nawet zerwany plaster powodował rozległe rany, które trzeba było leczyć. Mama wsuwała delikatnie swój palec w dłoń dziecka i pozwalała mu na przynajmniej taką bliskość.

Maluszek rósł. Nadal uwielbiał zasypiać trzymając w dłoni palce mamy. Rósł i chociaż słabo mężniał, napawał dumą najbliższych. Nadal był drobniutki, wyginał się jak trzcina, a nóżki nie umiały go zanieść tam, gdzie chciał. Wielkie oczy zdradzały ogromną ciekawość świata i błyszczały, gdy odkrywał nieznane. Małe rączki zadziwiały sprawnością. Potrafiły rozmontować na części każdą zabawkę, rozpracować system blokowania przed dzieckiem szuflad i każdego dnia robiły swoje porządki, bo te wykonane przez mamę nie do końca mu się podobały.

Najpierw chłopczyk zawrócił rzeki. Sprawił, że zmieniły kierunek. Okazało się, że prawdziwe źródła są ukryte z drugiej strony, a mama tego nie zauważała. Pokazał jej zatem, w której rzece i na jakim dnie można znaleźć najpiękniejsze kamyki. Z nich układali później Dom. Malowali  gładkie ściany bezwarunkową miłością w różnych odcieniach. Była tam cierpliwość, nadzieja i szczęście w ich wydaniu.

Następnie chłopczyk wziął się za przemierzanie gór. Pracował ciężko wiotkim ciałkiem, aby pokazać wszystkim tym, którzy w niego zwątpili, że nie mieli racji. Rację miała mama. Widziała w oczach swego dziecka, że ono rozumie i niedorzecznością jest mówić coś przeciwnego. Uczyła go postrzegania świata, dotykania faktur, rozróżniania kolorów, zaszczepiła miłość do muzyki. Tak, muzykę pokochał do tego stopnia, że sam bardzo szybko upominał się o to, by mu włączać najpiękniejsze utwory. Potrafił je sam wybierać. Chłopczyk każdego dnia ciężko pracował. Nawet łzy nie działały na mamę, nie odpuszczała, chociaż serce z bólu jej się ściskało. Praca przynosiła efekty. Niedowiarki przecierali oczy ze zdziwienia i mówili "Ale jak to?". Wtedy z odsieczą nadchodziła znowu mama i odpowiadała "Właśnie tak".

Któregoś dnia chłopiec postanowił zdobywać szczyty. Zaczął mocować się z chodzeniem. Wiotkie ciało niczego nie ułatwiało, wręcz przeciwnie. Frustrowało go to, że wszyscy wokół chodzą sami, a on nie. Płakał. Mama  nie pozwoliła synkowi  znowu na słabość. Opowiedziała mu, że w wielkim świecie są takie specjalne buciki dla niego. Gdy je założy, nogi same poniosą go tam, gdzie zechce. Jednak zanim mama znajdzie te magiczne buciki, chłopiec musi bardzo dużo ćwiczyć. Tak dużo jak nigdy dotąd. Dziecko ćwiczy. Każdego dnia dużo, czasem jeszcze więcej. Każdego dnia też mama jest  bliżej bucików dla synka. Coraz bliżej.

Obiecuję. Znajdę te buciki, choćbym miała przemierzyć za nimi pół świata albo i cały. Znajdę te buciki, choćbym miała zedrzeć wszystkie swoje i chodzić boso. Znajdę. Tylko czekaj i walcz.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz