wtorek, 30 sierpnia 2016

Na tytuł zabrakło słów



Jest takie miejsce, gdzie między "tyle wygrać" a "tyle przegrać" właściwie nie ma granicy. W jednej chwili możesz znaleźć się po każdej ze stron.

Wygrać.

Majorkę w listopadzie. Nawet jeśli tak naprawdę nigdy tam nie byłeś i nie będziesz. Taniec. Dłonie. Bliskość razy dwa.

Nowy Rok witany dwoma lampkami szampana. W krótkim rękawie na siarczystym mrozie. Fajerwerki nie od petard. Niebo rozgwieżdżone milionami światełek.

Ławkę na wałach. Rozmowy godzinami. Wyczekiwanie na ostatni autobus, by tylko nie pojechać wcześniejszym.

Pierwszy wspólny pokój. Z pleśnią na ścianach i suficie. Wietrzeniem zimą. Makaron i sos ze słoika.

Kiełbasę tatrzańską, kupowaną w Witkowskim na Turzynie, na którą po latach nie możesz patrzeć, a wtedy smakowała jak kawior.

Pierwsze wynajęte mieszkanie. Całe dwadzieścia metrów kwadratowych razem z kuchnią, łazienką i przedpokojem. Szybkie rybiki, które mnie przerażały. Stara kuchenka. Jeszcze starszy junkers.

M-3. Kupione na kredyt. Karnisze, zasłony. Kartony zamiast mebli przez bardzo długi czas. Remont zrobiony swoimi siłami. Własny Wersal.

Rodzicielstwo. Z lukrem różowych policzków, słodkich uśmiechów, ale też nieprzespanych nocy, kolek, ząbkowania i zatkanych nosków.

Istnienie wydarte śmierci z ramion. Oddech bez wspomagania. Malutkie serce, które zechciało dalej bić.

Niemożliwe. Tylko z pozoru, bo okazało się możliwe. Duma z namiastki samodzielności.

Przegrać.

Ideały. Po pewnym czasie okazują się być mrzonkami bez racji bytu. Skrajna głupota, której uświadomienie sobie jest szczególnie bolesne.

Czas. Znajduje się na liście deficytowej. Nie ma rozmów. Mijanie się w biegu. Setki. Spraw do załatwienia. Miejsc.

Myśli. Zerwane ze smyczy. Niejednoznaczne. Przypierające atak. Rozhulane jak na libacji alkoholowej. Myśli. Do wyrzygania ich.

Bezsenność. Lęk przed snem. A jeśli zasnę i nie zdążę? Środki, które nie działają. Wyrzucam. Noc przyczajona do przetrwania.

Zmęczenie. Chroniczne. Do opadania powiek. Zawrotów głowy. Bólu w skroni. Ibuprom na zmianę z Etopiryną.

Strach. Co dalej? Gdzie dalej? Ile jeszcze? Koktajl z bezradności i lęku codziennie w ramach posiłku. Odchodzenie od zmysłów. Poważnie.

Udawanie. Przed wszystkimi. Tak, mam siłę. Tak, przetrwam. Jestem niezniszczalna. Nie założę się jednak. Serio.

Dietę cud. Cztery kilo w cztery dni, chociaż już nie bardzo jest z czego. Brak apetytu. Jedzenie, które w ustach rośnie. Hektolitry kawy. Jakieś kalorie pozwalają przetrwać.

Trąd. Do trędowatych się nie zbliża. Zarażają. Smutkiem. Może niepełnosprawnością też, cholera wie. Lepiej na odległość. Z dystansu. Albo i nie. Udawać, że się nie widzi. Nie słyszy. Słowa są za trudne. Milczenie razem jeszcze bardziej.

Zwątpienie. Kryzys wiary. "Wyobraziłem sobie, że nie ma Boga". Nie ma.


Po której stronie jesteś w tej chwili? Tak, jest takie miejsce. Ma nawet swoją nazwę - życie. To jest moje. Twoja mapa jest pewnie zupełnie inna. Pilnuj cienkiej granicy. Drobnostki wznoś na piedestały. Szczęście to suma małych doświadczeń. Malutkich. Kiedyś przyjdzie taki dzień, że może ich zabraknąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz