piątek, 12 sierpnia 2016

***



Kiedy pęka niebo, szukaj nici, którymi mógłbyś je zszyć. Jeśli takie nie istnieją, biegnij po coś, co pomieści niezmierzone ilości deszczu. Od czasu do czasu wypijaj zapełnione kubły, by zrobić miejsce. Wypijaj do dna. Duszkiem, dławiąc się i zalewając. Później będziesz nasycony do tego stopnia, że nie poczujesz nic.

Kiedy rozstępuje się ziemia, chwyć w dłonie łopaty i zasypuj, ile zdążysz. Gdy nie dasz rady, zaopatrz się w liny, zakotwicz w czymś stałym i wspinaj do góry. Do utraty tchu, zdzierając z dłoni zmęczenie.

Kiedy brakuje powietrza, nie szarp się i nie krzycz. Odetniesz w ten sposób ostatnią drogę ratunku. Wciągnij resztki do płuc i trwaj w bezruchu, dopóki ciało samo nie zacznie cię (z)nosić.

Kiedy zgubisz myśli, nie szukaj ich na siłę. Trwaj w nieświadomości, ile się da. Zaręczam, nie potrwa to długo. Gdy je znajdziesz, wszystkie powieś na sznurkach, niech wyschną w słońcu. Mokre są za ciężkie, byś nosił je w głowie.

Kiedy nastąpi wielki wybuch, bądź gotowy na każdą ewentualność. Tylko sam nie wybuchaj. Dość już wszędzie popiołu. Umieść emocje w szalupach. Każdy dryf gdzieś prowadzi.

Kiedy będziesz już miał dość, spójrz w oczy własnemu dziecku. Znajdziesz w nich siłę. Na wszystko. Woda wyschnie. Dłonie się zagoją. Tlen znajdzie drogę najmniejszą szczeliną. Myśli się poskładają. Z ruin powstaną budowle. Zaczniesz od nowa. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz